piątek, 11 grudnia 2015

9. „Ból jest do zniesienia”



Jej łagodne tęczówki, które w ostatnim czasie stały się dla mnie jedyną ostoją i symbolem wyrozumiałości, patrzyły na mnie z uwagą i skupieniem, jakby próbowały dowiedzieć się wszystkiego z wyrazu mojej twarzy. Chciała mieć ponadludzką siłę, by prześwietlać wzrokiem dusze ludzi, dzięki czemu wiedziałaby jak przekazać mi niektóre wieści, których powiedzenia na głos, panicznie się bała. Ale dlaczego? 

Ja wiem dlaczego.

Ty w końcu wiesz wszystko.

Muszę cię zawieść. Przestało mnie denerwować, kiedy tak mówisz. 

Dobra, mów, co miałaś powiedzieć.

Victoria zwyczajnie się bała. Bała tego, jak zareagujesz. Bała nie tylko o mnie. Nie tylko o ciebie, ale również o siebie.

Myślałem, że mi ufała. Że zrozumiała. 

Starała się to zrobić. Wiedziała, co nastanie po ataku twojej agresji. I nie myliła się. Praktycznie każdy się od ciebie odwrócił, nie mogąc strawić tego, co miało miejsce. Dlatego też do domu z powrotem sprowadziła się Vicki. To ona chciała ci pomóc, mimo że w dalszym ciągu nie rozumiała. Wiedziała jedno i to obrała sobie za misję. Chronić ciebie. Nie pozwolić, abyś z dnia na dzień niszczył siebie samego. Pomagała ci zapomnieć. Powtarzała jak mantrę, że wszystko skończy się dobrze, a pozostały czas, gdy nie mogła być przy tobie, dopełniałeś sobie treningami. Tak zleciało, a ty, o dziwo dla wszystkich, nie rozpadłeś się na kawałki.

Może powinienem mówić ci per Pani psycholog, co?

A może i powinieneś.

-Jak przed konkursem?- spytała z lekkością, wykrzywiając usta w subtelnym uśmiechu. Również ja lekko uniosłem kąciki swych ust. Oto stała przede mną jedyna osoba, która chciała zrozumieć. To liczyło się dla mnie najbardziej. Nie prawiła kazań. Nie urządzała morałów. Nie chciała zapisywać mnie na żadne durnowate terapie. Nie oceniała. Wcześniej nawet nie zdawałem sobie sprawy, jak wielką rolę odegrała w tym ciężkim okresie dla mnie, właśnie moja starsza siostra.
-Jak zawsze- wzruszyłem ramionami, patrząc z utęsknieniem na skocznię. Wszędzie tłumy ludzi, który liczyli na dobre wiatry dla skoczków oraz pasjonujący konkurs. Różni ludzie. Każdy miał swoje typy, poglądy, przekonania. Pochodzili z różnych krajów. Różnili się nie tylko wyglądem, lecz także sposobem bycia, mimo że egzystencja każdego jest w sumie podobna do siebie, gdyż każdy z nas jest tylko człowiekiem.- Mam zawody do wygrania. Jeden jedyny cel na najbliższe dwie godziny- dopowiedziałem, nadal rozglądając się wokół siebie. Ludzi było tysiące, jak już wspomniałem, lecz ciebie nie było, co jakże mnie zmartwiło. Nawet nie masz pojęcia, co wtedy działo się w mojej głowie. Myśli typu: „Może wyjechała do Afryki, byleby tylko ode mnie uciec? Albo może na Alaskę? Tak, tam byłaby bezpieczna. Żyłaby w zgodzie z naturą, a pingwiny byłyby jej wiernymi towarzyszami… To jest myśl. Muszę szukać jej na Alasce!” nie były wcale nowością…

Jesteś zdrowo porąbany, Wellinger.

Całe szczęście, że nie jestem w tym sam, Julio Wellinger.

-Nie jest to jedyny cel, Andi- objęła mnie ramieniem.- Ona tu jest, tylko znajduje się z drugiej strony skoczni- wskazała na trybuny, umiejscowione naprzeciwko.- Widziałam ją, kiedy szłam tutaj do ciebie. Siedziała już na swoim miejscu i wyraźnie się nad czymś głowiła, ponieważ nawet nie zareagowała na moje wołanie.
-Na twoje oko, jak wyglądała?- wiem, że to pytanie beznadziejne brzmiało, lecz co poradzić? Musiałem wiedzieć, co przynajmniej w ogromnym, ogromnym, ogromnym uproszczeniu słuchać u ciebie.- Powiedz… czy… czy…- dotknąłem dłonią twarzy w pewnych poszczególnym miejscach, aby nie musieć wypowiedzieć kilku bolesnych słów na głos.
-Chodzi co o rany na jej twarzy?- doskonale potrafiła odczytać o co mi chodzi.- Andi, to niemożliwe, by zniknęły w tak krótkim czasie i wiem, że patrząc na nie, będzie ci jeszcze trudniej, lecz wierzę, że sobie poradzisz. Jesteś silny, tylko musisz w to uwierzyć, braciszku- pomierzwiła moje włosy.- Co do Julki… Wyglądała na zmęczoną. To na pewno, lecz poza tym, uporała się z tym znacznie lepiej niż ty. A przynajmniej mam takie wrażenie- westchnąłem głośno na te słowa.
-Vicki…- wykrztusiłem, pocierając bezsilnie skronie.- Powiedz, że wszystko się ułoży i kiedyś będzie jeszcze jak dawniej- spojrzałem prosto w jej błękitne tęczówki, przypominające czasem niebo.
-Andreas…- wypuściła ze swych płuc powietrze.- Będzie dobrze, to wiem na pewno. Czy będzie jak dawniej? Sama nie wiem- położyła dłoń na moje ramię.- Ale będzie w porządku, słyszysz? Wszystko wróci do normy. Zarówno ty, jak i Julka.
-Dzięki- powiedziałem szczerze. Prawdę mówiąc, jeszcze nigdy nie czułem, że jestem tak blisko z Victorią. Nigdy.- Muszę już iść. Mam w końcu konkurs do wygrania. Ciao, laska- mrugnąłem do niej, a ona z kolei uśmiechnęła się promiennie. Teraz każdy krok miał znaczenie. Każdy coś oznaczał. Każdy prowadził mnie coraz bliżej i bliżej tego, co nieuniknione. Rozmowy, która zajmowała wszystkie me myśli…

~~

            -Juluś!- usłyszałaś za swoimi plecami, ostatecznie wyrywając się ze świata wątpliwości, bólu, ale i także chęci pojednania i zakończenia tego piekła, które nastało w naszej skromnej rodzince.- Kochanie! Córeczko!- pokrzykiwała kobieta, która w ułamku sekundy zamknęła cię w mocnym i ciepłym uścisku, składając czułe i pełne troski pocałunki na czubku twojej głowy.
-Mama…- wyszeptałaś ze łzami w oczach.
-Pokaż, no, mi się tutaj- powiedziała, próbując dawkować ulgę, która narastała w jej sercu.- Boli?- wskazała skinieniem na ślady mojej pięści na twej twarzy. Dotknęłaś palcem zranionej skóry, zwieszając wzrok na dół.
-Nie- pokiwałaś przecząco głową.- Ból jest do zniesienia. Niedługo zacznie się goić, nie będzie nawet najmniejszego śladu na mojej twarzy- na twarzy nie będzie śladu… On pozostanie jedynie na duszy. Mojej i twojej…- Opowiedz mi, co u was- spojrzałaś w oczy matki, próbując wysilić się na odrobinę radości i beztroski z twojej strony.- Co u taty? Czy czuje się już lepiej? A Victoria? Dostała tę wymarzoną pracę, jako menadżer hotelu? Oscarowi udało się utrzymać dziewczynę dłużej niż jeden tydzień?- całą energię włożyłaś w subtelne wykrzywienie ust w półuśmiech.- Albo nie! Na początku, powiedz mi, co słuchać u Christiana!
-Juluś…- powtórzyła tego dnia po raz kolejny, uśmiechając się nieśmiało.- Przecież widzę, że na sam początek, chcesz zapytać o Andreasa- spojrzała na ciebie znaczącym wzrokiem, jakby czytała z ciebie jak z otwartej książki.
-Co u niego, mamo?- zaczęłaś nerwowo bawić się własnymi palcami.- Jak się trzyma? Kiedy po raz ostatni rozmawialiśmy, dwa tygodnie temu, bałam się o niego. Miał taki… taki obłęd w oczach… Mam nadzieję, że nie robiliście mu żadnych wyrzutów ani aluzji… On… nie zasłużył na to- zakończyłaś, kryjąc twarz w dłoniach. Naprawdę tak uważałaś?
-Victoria bardzo mu pomagała przez ostatni czas- rzekła, patrząc na ciebie ogromnymi, pełnymi podziwu i współczucia oczyma. Każdy powinien cię podziwiać za twoje trzeźwe podejście do sprawy, ale miałaś także prawo do współczucia, jak każda inna ofiara.- Czas uzupełniał sobie dodatkowymi treningami, właściwie rzadko kiedy bywał w domu…
-Dlaczego?- zareagowałaś natychmiastowo, jakby porażona prądem.
-Mnie samej było trudno przełamać pewną barierę, Julka…- powiedziała, będąc wyraźnie podłamana tym faktem.- Ale to nadal mój syn. Ma prawo popełniać błędy i to tylko utwierdziło mnie w przekonaniu, że należy mu pomóc. Tak samo uważa tata- objęła cię ramieniem, kolejny raz cmokając cię w czubek głowy.- Gorzej jest z Oscarem i Christianem. Oni tego nie rozumieją i Andreas naprawdę miał z nimi ciężko przez ostatnie dni…
Westchnęłaś topiąc swą dłoń w długich, ciemnych włosach. Patrząc na to z perspektywy czasu, nadal nie wierzę, że tak podchodziłaś do sprawy. Że rozumiałaś mnie tak doskonale, choć tobie było najciężej to osiągnąć…

Sama tego nie rozumiem.

Cóż… W każdym razie, dziękuję ci za to.

Andreas… Może ja też wówczas zaczynałam być chora?

Nie, to nie to.

Jesteś pewien?

Nie.

To co mówisz?

Żeby dać ci nadzieję, że nie stoisz jeszcze na całkiem przegranej pozycji…

-Julka…- blondynka wytężyła teraz wzrok z całych swych sił, by nie przegapić nawet najmniejszego drgnięcia na twej twarzy.- Zamierzasz mu wybaczyć i próbować żyć tak, jak było dawniej?- momentalnie podniosłaś głowę, nie wahając się nad odpowiedzią nawet na moment.
-Tak, mamo.
-Jestem z ciebie tak niesamowicie dumna…- pojedyncza łza uwolniła się spod jej powiek.- Jesteś silna, jak mało kto. Nie wiem czy zdajesz sobie z tego sprawę…- mówiła półgłosem w taki sposób, że ledwo byłaś w stanie usłyszeć ją wśród tłumu.
-To jedynie twoja zasługa, mamo. To ty mnie tak wychowałaś- uśmiechnęłaś się, wpadając w ramiona matki.- Przecież Andreas jest moim bratem. Kocham go i wiem, że on sam nie ma łatwo w życiu. Ta sprawa z Kat przytłacza go coraz bardziej. Nie mogę wiecznie drzeć kotów. To nic takiego i nie wiem skąd to całe zamieszanie…
-Jesteś wspaniałą, młodą kobietą, skarbie- odsunęła się od ciebie, ocierając wierzchem dłoni łzę spływającą po policzku.- Powinnaś znaleźć sobie kogoś- zaśmiała się na głos, powodując również u ciebie ciche chichotanie.
-Przestań, mamo- przewróciłaś oczyma, poprawiając włosy, które opadły ci na twarz.- Znów zaczynasz, a znasz odpowiedź. Na razie nie  szukam nikogo  i na razie tego się trzymajmy- zakończyłaś, odwracając się w stronę skoczni, gdzie za moment miał rozegrać się jeden z indywidualnych konkursów Pucharu Świata.- Jak sądzisz? Zaweźmie się i wygra dziś konkurs ten twój synalek?
-Wygra. W końcu to moja krew!- wykrzyknęła z podekscytowaniem, patrząc z uznaniem na okazały obiekt przed nią.
-A co do tej miłości, córeczko…- odwróciła się na chwilę w twoją stronę.- Nie znasz dnia ani godziny, kiedy do ciebie przyjdzie. Nieproszona, niechciana z zaskoczenia, a pochłonie całe twoje serce bez reszty, a ty wtedy będziesz bezradna wobec tego, co nie pozwoli ci się poddać- uśmiechnęłaś się niedowierzająco, uznając, że słowa matki są kompletną głupotą. 

Bo takie właśnie wydawały mi się na samym początku.

Do czasu aż nie odwróciłaś głowy na telebim i nie zobaczyłeś jednej twarzy, która przykuła twoją uwagę, jak żadna inna wcześniej. Niby dzieliła was tak ogromna odległość, coś drgnęło. Obudziło się coś nieznajomego, co posiadało w sobie ogromną siłę i potęgę. Zamrugałaś kilkakrotnie oczyma, nadal nie dowierzając w to, co naprawdę czujesz. Obraz zniknął z telebimu, lecz nadal pozostał przed twoimi oczami. Co to było? Rozumiałaś kiedykolwiek albo starałaś się zrozumieć?

Nawet nie masz pojęcia ile nocy poświęciłam na rozmyślenia, które pozwoliłyby mi zrozumieć… Na nic. Każda próba kończyła się fiaskiem. Znałam tylko pięć faktów:

1) Nie mam do ciebie żadnej urazy,
2) Wszystko będzie jeszcze tak, jak dawniej,
3) Rodzina jest dla mnie najważniejsza,
4) Moje życie już nigdy nie będzie takie samo po zobaczeniu jednego widoku na jednym cholernym telebimie,
5) Oszalałam.

„I musiałam przeżyć to, co przeżyłam,
 bo na końcu tej męczarni czekałeś na mnie
ty…”
           

……………………………………….

Witajcie! ;*
Jak obiecałam, tak jest! Ta dam! Przedstawiam nowego bohatera. Noo... Nie do końca, ale to już niedługo poznacie go w całej krasie.  I jak? Znając mnie, jak myślicie, kogo obstawiłam w tej roli? ;D 
Do zobaczenia za tydzień! ;*




11 komentarzy:

  1. Hej! :)
    Rozdział cudowny jak zwykle :)
    Właściwie mam pewne przypuszczenie co do tego nowego bohatera, ale wolę nic pisać. Znając mnie to nie trafię, więc zatrzymam to dla siebie :D
    Ojoj, jedno cierpi i drugie cierpi. Szkoda mi ich, chociaż poniekąd Andreas zasłużył sobie na to. Przecież dwa razy ją uderzył... Chyba nie zapomnę mu tego.
    Czekam z niecierpliwością na kolejny.
    Całuję :*

    OdpowiedzUsuń
  2. No... skąd ja mogę wiedzieć, kogo obstawiłaś w nowej roli? Przecież jesteś tak bardzo nieprzewidywalna! ♥ :)
    Rozdział? Absolutny majstersztyk.
    Czytałam, czytałam i się skończyło. Zatraciłam się w tym rozdziale bez reszty, a tutaj patrzę i koniec. Chcę więcej! :D
    No, ale od początku. :)
    Vicktoria bardzo pomogła Andreasowi. Dobrze, że postanowiła zjawić się wtedy,gdy najbardziej jej potrzebował. Była przy nim i to jest najważniejsze. Czasami po prostu czyjaś obecność obok zdziała więcej niż jakiekolwiek słowa. Cieszę się, że Vicki nie oceniała Andreasa przez pryzmat tego, co zrobił albo tego, co nie zrobił. Nikt nie ma do tego prawa, choć i ja ostatnio to zrobiłam...
    Jestem ciekawa konfrontacji Andiego i Julki...
    A no właśnie, Julia.
    Jestem w szoku. I podobnie jak jej matka - jestem z niej dumna. ♥ Pokazała niesamowitą siłę, wiarę i wyrozumiałość. Okazała się być bohaterką. Bohaterką? Tak, bohaterką. Dlatego, że pomimo bólu, jaki sprawił jej brat (zarówno ten fizyczny, jak i ten psychiczny), potrafiła mu wybaczyć. Nie zważała na ewidentne ślady jego zachowania na jej twarzy... Nie zważała na ilość wypłakanych łez... na ilość nieprzespanych nocy. Zrozumiała, że to jest jej brat... a bratu wybacza się wiele.
    Podoba mi się także obraz ich rodziny...
    Matka i ojciec nie skreślili syna przez to, co zrobił. Przez to, że podniósł rękę na siostrę, a w ostateczności również na ojca. Znają swojego syna, więc wiedzą, że to nie był ten Andi, co zwykle. I to w jego przypadku mogło być budujące. Wiara w jego osobę. Wiara rodziców. Być może to i lepiej, że większość czasu spędzał poza domem i na treningach. Był w neutralnym miejscu i mógł ze spokojem wszystko przemyśleć.
    A kimże jest ten niesamowity człowiek ujrzany w telebimie? :) Nie mam pojęcia. :) Nie chcę gdybać, bo wiem, że i tak nie trafię. ;) Jesteś zbyt nieobliczalna. ♥
    Nie pozostaje mi nic innego, jak z niecierpliowścią wyczekiwać rozdziału z numerkiem 10. ;*
    Kocham! ♥

    OdpowiedzUsuń
  3. Jestem!
    Rozdział jest niesamowity :)
    Ta dwójka bardzo cierpi... Jednak Andi zasłużył sobie na to . Po tym co zrobił to naprawdę... Nasza bohaterka mimo wszystko chce mu wybaczyć co minimalnie rozumiem. Kocha go. Jest jednak jej bratem który jak każdy popełnia błędy :/
    Taa co rozdział mam inne zdanie :D
    Czekam na więcej:*
    Buziak :**

    OdpowiedzUsuń
  4. No nie! A cóż to za przedstawienie nowego bohatera, skoro my nadal nie wiemy kto nim jest??? I mamy tak żyć w niepewności?
    Jeju, rozdział jest cudowny, ale ja myślę teraz tylko o zakończeniu i o tym, czy Julka spotka miłość życia, czy... Nie, domyślać się nie będę, co może się wydarzyć, bo nie jestem w tym dobra. Pozostaje mi czekać na kolejny rozdział :-)
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  5. Melduję się :)
    Rozdział cudowny! Naprawdę, nie wiem, ile razy będę to jeszcze powtarzać, ale cholernie zazdroszczę ci takiego talentu :D
    Wiesz co? Wcale nam nie pokazałaś nowego bohatera! Czuję się lekko zawiedziona, ale też i... strasznie zaintrygowana, któż to taki ^^ Co nie zmienia faktu, że znów wystawiasz naszą cierpliwość na niezłą próbę :)
    Jejku, dzisiaj tak jakoś... za dużo cierpienia. Obydwoje cierpią i to jest najsmutniejsze :( Chociaż szczerze mówiąc, Andreas zasłużył na to, co robił. Jeśli ktoś wyrządza zło drugiemu człowiekowi, to wszystko do niego wraca z podwójną siłą.
    Zobaczymy, jak to potoczy się dalej. Ale jestem pewna, że warto będzie czekać na tą dziesiątkę :)
    Buziaki :**

    OdpowiedzUsuń
  6. Przepraszam skarbie, że zjawiam się dopiero teraz :((
    Rozdział jak zawsze przepiękny ❤
    Słowa rodzicielki Julki i Andiego.. Zgadzam się z nią w stu procentach. Ma całkowitą rację ❤
    Co do Julci, jest wspaniałą i mądrą dziewczyną ❤
    Czekam z niecierpliwością na kolejny
    Buziaki :***

    OdpowiedzUsuń
  7. Hej Kochana!
    Bardzo, ale to bardzo przepraszam za brak jakiegokolwiek śladu pod poprzednimi rozdziałami, ale z powodu braku czasu nie miałam kiedy się tutaj pojawić. Obiecuję, że teraz będę w miarę regularnie pojawiać się pod rozdziałami.
    Ten komentarz nie będzie jakiś mega długi, bo mam jeszcze sporo zaległości do nadrobienia, ale przy kolejnym rozdziale to się zmieni.
    Rozdział genialny!
    Z niecierpliwością czekam na kolejny i weny życzę.
    Buziaki ;*

    OdpowiedzUsuń
  8. Jestem ;)
    Rozdział cudowny, a z tym nowym bohaterem... hahaha, aż mnie boli, że trzeba czekać do następnego rozdziału, by wiedzieć któż to taki będzie ^^.
    Końcówka wybiła mnie z rytmu... to było coś w stylu: "kto jest? To musi być gdzieś tutaj napisane, coś przeoczyłam!", ale niestety odpowiedzi nie było :(
    Czekam na następny ♡

    Buziaki,
    British Lady ♡

    OdpowiedzUsuń
  9. Witam panią!
    Matko przepraszam za opóźnienie, ale byłam pewna, że skomentowałam już dziewiątkę. Aż w szoku jestem , że stało się inaczej. Ostatnio nie ogarniam życia, wybacz xD
    Jeny, nieźle sobie wymyśliłaś z tym nowym bohaterem. Strasznie mnie to nurtuje, jednak intuicja podpowiada mi, że to będzie któryś z Niemców. Czekam oczywiście na dziesiątkę, bo tam moje wątpliwości zostaną rozwiane *.*
    A Andi i Julia cierpią. Oboje. Takie są niestety konsekwencje ostatnich wydarzeń. Bardzo zapadło mi w pamięć to zdanie o ranach na jej twarzy, spowodowanych wybuchem agresji skoczka. Bardzo cieszy mnie, że pomimo tego wszystkiego Julia zdecydowała się kibicować bratu podczas zawodów. To w jakiś sposób pokazało Wellingerowi, że jest szansa żeby naprawić swoje błędy i odbudować ich relację.
    A ta końcówka... Ugh tak mnie nurtuje kto jest nowym bohaterem xD
    Czekam na dziesiątkę z wielką niecierpliwością!
    Buziaki :*

    OdpowiedzUsuń
  10. Julia jest naprawdę wspaniałą przyjaciół, jeśli tak myśli. Nie dziwię się, że mama powiedziała jej takie miłe słowa. A ta końcówka.. Coś Ty znów wymyśliłaś, co?!
    Czekam na nowość!

    OdpowiedzUsuń
  11. Zgłaszam sprzeciw! To żadne poznanie! Gdzie imię, nazwisko, adres zamieszkania, numer buta i rozmiar bokserek? Dalej nic nie wiemy o tym nowym bohaterze, ale liczę na to, że to się zmieni w następnym rozdziale. Nie mam pojęcia, kto to może być. Mogłaś w tej roli obsadzić przecież każdego skoczka! Po cichu liczę na Michiego, bo to mój ulubieniec, ale już poprzednio pisałaś o nim, więc nie wiem, czy zdecydowałabyś się na to drugi raz.
    Trochę mnie zaskoczyło to, że Julia tak szybko wybaczyła Andreasowi. Jego zachowanie było co najmniej... dziwne? Może to faktycznie jakaś choroba, nie wiem. Ich mama też przeszła nad tym do porządku dziennego i nie wiem, czy to już nie jest pobłażliwość. Można kochać i wybaczać, ale rodzic też jest odpowiedzialny za wychowanie swojego dziecka, a to, co zrobił Andi, raczej o dobrym wychowaniu nie świadczy. No nic, poczekamy i zobaczymy, jak to się rozwinie. Może to właśnie wybaczenia, a nie pouczenia potrzebował Andreas.
    Przepraszam za nieobecność w ostatnim czasie, ale naprawdę zmagałam się z masą obowiązków. Postaram się, żeby to się już więcej nie przydarzyło.
    Całuję ;*

    OdpowiedzUsuń