Miałem jeszcze
nadzieję. Zgubną, ale miałem i to pozwoliło mi uwierzyć w to, że jeszcze kiedyś
będzie normalnie. Będzie dobrze. Będzie jak dawniej.
Nigdy
nie będzie już normalnie. Nigdy już nie będzie dobrze. Nidy nie będzie jak
dawniej. A nadzieja? Ha, nadzieja to fałszywy przyjaciel, nic innego. To
właśnie ona wbija zazwyczaj nóż w nasze plecy, kiedy najmniej się tego
spodziewamy…
Nie mów tak. Nadzieja to czasem ostatnie, co mamy…
To ona pomaga w niektórych sytuacjach przetrwać.
Przestań.
Po tym, co przeszłam, wolałabym, by nikt mnie nie oszukiwał. Tym bardziej nie
twór, który nawet nie ma ciała, a którego to jest największym atutem. Nie. Nie.
Nie.
Skończ. Nie da się żyć w ten sposób, Julka. Nie
zamieniaj się w kamień.
Człowiek,
który już nigdy nie będzie w pełni szczęśliwy, zawsze posiadać będzie duszę,
która przypomina kamień.
Żyj jak dziecko, Julka. Jak dziecko. Przynajmniej
spróbuj. Myśl tylko i wyłącznie o tym, co jest tu i teraz. Nie tym, co działo
się w przeszłości albo dziać będzie się w przyszłości. Nie zamartwiaj się. Nie
żałuj całe życie. To ułatwi ci życie, uwierz mi.
Andreas…
Ja już nie mam życia.
~♡~
-Co ty wyprawiasz?!-
krzyknąłem, widząc, co wyczyniasz. Na twoim łóżku leżała duża walizka, do
której z determinacją wkładałaś kolejne ubrania. Spojrzałem na swoje dłonie.
Zacząłem nagle nienawidzić siebie i tych rąk, które zbliżyły się do twojej
twarzy zbyt blisko. Ty chyba Chciałaś, żeby mnie to bolało. Bolało na duszy.
Mnie bolało, lecz ból fizyczny był małym pikusiem przy tym, co musiałeś czuć
ty. Zdawałem sobie z tego sprawę.
Spojrzałaś na mnie
przez ramię. Widziałem w twoich oczach ślady łez, co wbiło kolejną szpilę w
moje serce. Ja… Nawet nie masz pojęcia, jak bardzo wtedy nienawidziłem siebie.
Można powiedzieć, że wręcz do szaleństwa…
-Juluś…- wychrypiałem ledwo, zbliżając się z
wyczuciem w twoją stronę.- Proszę… Nie… Nie rób tego…- mówiłem, dalej
podchodząc w twoim kierunku. Nie wierzyłem w to, co się działo. Nie wierzyłem.
Nie umiałem chyba pojąć, do czego tak naprawdę doprowadziłem.
-Nie podchodź do mnie- warknęłaś gwałtownie, cofając
się o trzy kroki do tyłu. Podniosłem wzrok, by zobaczyć twoją twarz. Patrzyłaś
prosto w moje oczy. Co w nich widziałem? Ból. Strach. Szok. Determinacja.
Pewność, co martwiło mnie najbardziej…
-Nie możesz się wyprowadzić, rozumiesz?!-
zapiszczałem cienko, po czym jednym ruchem ręki wysypałem wszystkie rzeczy,
które zdążyłaś wpakować do ogromnej, czerwonej walizki.- Nie możesz nas
wszystkich zostawić! Julka, nie masz się gdzie podziać! Nie możesz!-
powtarzałem jak mantrę, nie zdając sobie sprawy z tego, że swoim zachowaniem
mogę cię jedynie wystraszyć, bo zachowywałem się jak szaleniec. Obłęd w moich
oczach przewyższał absolutnie wszystko. Sam nie wiedziałem, czego obawiałem się
bardziej. Tego, jak to wszystko będzie wyglądało poza murami tego domu czy
tego, do czego jesteś w stanie się jeszcze posunąć, bo przeprowadzka zmieniłaby
wszystko w naszym ciepłym kątku…
-Jesteś ostatnią osobą, która może mnie powstrzymać,
słyszysz?- wycedziłaś przez zęby, po czym z uporem maniaka zaczęłaś zbierać
porozrzucane po podłodze, własne manatki. Patrzyłem na ciebie z góry, nie
reagując. Czemu? Straciłem coś. Coś gdzieś zniknęło w chwili, kiedy podniosłem
na ciebie rękę.
-Julia!- wrzasnąłem spanikowany, wytrącając z twoich
rąk wszystkie rzeczy oraz wyrzucając z impetem walizkę na korytarz przez
otwarte drzwi.- Przepraszam! To chciałaś usłyszeć?! Przepraszam!
-Wsadź sobie gdzieś te przeprosiny- bąknęłaś,
próbując wyminąć mnie w drzwiach. Na nic. Jeden ruch wystarczył, aby moje ciało
stało się dla ciebie przeszkodą nie do ominięcia. Nic dziwnego. Od zawsze byłaś
taka drobniutka, bezsilna…- Czego ty znowu chcesz, co? I czemu znowu chcesz
tego czegoś ode mnie?
-Teraz tego nie doceniasz, ale uwierz mi, że kiedyś
to wszystko zrozumiesz- wykrztusiłem ledwo, odpierając ciągle twoje ataki.
-Odsuń się- warknęłaś stanowczo, stając zdecydowanie
zbyt blisko mnie. Dopiero teraz dostrzegłem, że krew nadal słabo sączy się z
twojego nosa, a kawałek skóry stopniowo staje się coraz bardziej purpurowy.
Moje serce momentalnie przyśpieszyło. Nie dowierzałem. Nie. Nie mogłem
uwierzyć…
-Nie- odpowiedziałem z zająknięciem.- Daj mi jedną
szansę… Ja… ja… nie chciałem…- zakończyłem szeptem, spuszczając wzrok na
podłoże. Bezsilność, którą wówczas czułem, nie można opisać ludzkimi słowami.
To niemożliwe, a wręcz nieodpowiednie, ponieważ w słowniku nie istnieją
odpowiednie słowa, aby opisać to, co naprawdę czułem…
-Ani mi się śni- odpowiedziałaś, patrząc mi twardo w
oczy. Nie wiedziałem wcześniej, iż potrafisz być tak zatwardziałym i
bezkompromisowym zawodnikiem.- Nie zostanę tutaj ani chwili dłużej, dopóki
jesteś tutaj ty- dodałaś, gdy do mniejszej torebki pakowałaś najpotrzebniejsze
na najbliższe dni rzeczy.
-Jula…- wyszeptałem, czując, że pod moimi powiekami
zbierają się gorzkie, grube łzy. Nie płakałem jeszcze nigdy, odkąd skończyłem
pięć lat. A teraz? Teraz zwyczajnie chciałem usiąść i płakać. Dlaczego? Nie
umiałem tego dokładniej sprecyzować. Jak już wcześniej wspomniałem: nie
istnieją słowa, które byłyby w stanie wyrazić to, co czuję. Nie istnieją żadne
słowa, które potrafią w pełni odzwierciedlić jakiekolwiek uczucia. Taka prawda,
niestety…
-Nie pogrążaj się- burknęłaś, po czym kocimi ruchami
wyminęłaś mnie w drzwiach. Słyszałem jedynie skrzypienie starych drewnianych schodów,
kiedy w szybkich ruchach po nich
schodziłaś. Zamarłem na tę chwilę.
I doszło do mnie to wszystko. Dopiero teraz
dotarło, że nieustannie podcinałem ci skrzydła. Winiłem za własne błędy.
Starałem się chronić wszystkich, ale robiąc to twoim kosztem. Stałaś się
ofiarą. Moją ofiarą. Zacisnąłem dłonie w pięści do tego stopnia, że kostki
stały się białe jak papier. Przeze mnie nie mogłaś latać, lecz mimo wszystko
starałaś się biegnąć. Gdy wreszcie podkładałem ci kolejne przeszkody, abyś nie
mogła biec, zaczynałaś iść. Irytowałem się wówczas coraz bardziej, więc
zacząłem rozwiązywać sznurowadła, abyś i nie mogła iść bezpiecznie. Ty
natomiast wtedy zaczęłaś się czołgać. Robiłaś wszystko, byleby tylko posuwać
się wciąż przed siebie, wbrew wszystkim kłodom, które rzucałem pod twoje nogi.
~♡~
-Kochanie, proszę, nie
rób tego…- mówiła do ciebie matka, stojąc oniemiała tuż obok ciebie. Nieśmiało
wyciągnęła rękę, aby pogładzić twoje włosy. Zawsze tak bardzo lubiłaś, kiedy
ktoś przeczesywał pasma twoich długich włosów palcami. Spojrzałaś z sentymentem
na opiekunkę. W twoich ciemnych, dużych i okrągłych tęczówkach pojawiły się
łzy.
To
wszystko dlatego, że tak bardzo ją kochałam. Tylko jej ufałam bezgranicznie.
Tylko jej ufałam. Tylko ona mogła być dla mnie ostoją. Tylko jej mogłabym o
wszystkim powiedzieć, lecz… nie mogłam tak czy siak.
-Mamo, ja muszę…- wyłkałaś, wtulając się w pierś
kobiety. Wypuściłaś kilka łez, które zbyt długo zalegały na twojej duszy. Czyż
to nie prawda, że człowiekowi ulży dopiero wtedy, gdy jego zmartwienia w
postaci łez, ujrzą światło dzienne?
-Nie musisz…- odezwał się ojciec, który zajmował swe
miejsce tuż obok swej żony.- Nie martw, że cokolwiek może ci się stać. Jesteś
bezpieczna. Tutaj jest twój dom, skarbie…- mówił z wyraźnym poruszeniem i
wzruszeniem. Sam byłem ciekaw czy gdybym to ja był na twoim miejscu,
postąpiliby tak samo…
-Zostawcie ją- schodząc powolnym krokiem ze schodów,
lustrowałem cię uważnie od góry do dołu. Zdaje się, że i ty nawiązałaś kontakt
wzrokowy. Wymienialiśmy wzajemnie spojrzenia w ciszy, gdy każdy z pozostałych
członków rodziny zastanawiał się, co naprawdę teraz nastąpi.
-Pójdę już- ocknęłaś się z chwilowego transu,
przytulając do siebie na pożegnanie małego Christiana, który wbrew pozorom mógł
rozumieć najwięcej z całej sytuacji.
-Nieprawda- warknąłem, zbliżając się do ciebie
gwałtownie.- Nigdzie nie pójdziesz. Jeśli rodzice chcą, żebyś została w domu,
masz zostać w domu, rozumiesz?!- warczałem dalej, przypierając cię do ściany.
Pamiętam
sposób w jaki wtedy na mnie patrzyłeś. Twoje tęczówki stały się pełne ognia,
którego obecności nie umiałam zrozumieć. Wcześniej, kiedy rozmawialiśmy u mnie
w pokoju, nie było go. A teraz? Teraz stałeś się kimś innym. Nie wiem dokładnie
kim, lecz zdecydowanie mi się to nie podobało.
-Andreas!- zareagował natychmiastowo ojciec, który w
ułamku sekundy znalazł się tuż przy nas, próbując cokolwiek zdziałać w tym, co
dopiero zaczynało się rozpędzać. To uczucie, jakbym był zamknięty w szklanej
kuli, a kontrolę nade mną przejmował zupełnie ktoś inny. Moje przeciwieństwo
oraz najzagorzalszy wróg, któremu zależy jedynie na zrujnowaniu mojego życia.
Nie umiałem tego racjonalnie wytłumaczyć. Jeszcze przed chwilą czułem żal oraz
rozżalenie do samego siebie, a teraz? Teraz, mówiąc z ręką na sercu, miałem
ochotę cię zabić.
-Nie wtrącaj się!- wrzasnąłem do mężczyzny, po czym
pchnąłem nim z całą siłą, co sprawiło, iż ojciec zderzył się z ścianą. Po
salonie rozległo się jedynie głośnie syknięcie z bólu. Nie zwracając na to
uwagi, odwróciłem się znów w twoją stronę. Uśmiechnąłem się jak rekin, nie
wiedząc dokładniej dlaczego to wszystko się powtarza.
-Andi…- wyjąkała matka, będąca przy boku męża.-
Skończ tę szopkę! Ojca trzeba zawieźć do szpitala!- kontynuowała, lecz nadal
mnie to nie ruszało. Miałem zbyt blisko siebie swą ofiarę, by przepuścić taką
okazję, która przecież nigdy więcej mogła się nie powtórzyć.
-Tacie trzeba pomóc!- krzyknęłaś, ledwo oddychając.-
Andreas! Przestań! Nie rozumiesz, że może mu się stać coś strasznego?!- krzyk
przerodził się w pisk, a spod twych powiek nadal spływały po policzkach łzy.
Starałaś się z nimi walczyć, jednakże brakowało ci już sił, aby wygrać tę potyczkę.
Chciałaś być silna, ponieważ wiedziałaś, że łzy na nic tutaj. Są wręcz zbędne,
a staną się z czasem moją największą porażką. Mimo to nie miałaś sił. Ból
fizyczny w nadgarstkach dokuczał coraz bardziej, ból psychiczny sprawiał, że
dostawałaś solidne kopniaki w brzuch, natomiast do tego wszystkiego doszły
jeszcze zmartwienia dotyczące taty. Faktycznie nie było z nim dobrze. Musiał
dosyć mocno uderzył głową w ścianę…
-Zamknij się- wycedziłem.- Gdybyś nie robiła
problemów, nie byłoby tego całego zamieszania, nie uważasz?- wówczas czara
goryczy w moim wnętrzu przepełniła się o kilka kropel za dużo. Kolejny raz
dzisiejszego dnia, moja pięść zderzyła się z twoją twarzą, przez co krew
zmieszała się z twoimi łzami. To był piękny widok. Piękny dla tego Andreasa,
którym wówczas byłem.
-Zostaw moją siostrę, brutalu!- nagle wtrącił się Christian,
który zaczął kopać mnie po kostkach, obkładać piąstkami po plecach, próbując za
wszelką cenę odwrócić moją uwagę od ciebie.- Zostaw! Wyżyj się na kimś, kto
jest w stanie ci oddać!- pokrzykiwał. Zdezorientowany odwróciłem się, nie
wiedząc jak mam postąpić. A ty? Ty wiedziałaś, że to jedyna okazja. Wiedziałaś
doskonale, co zrobić. Wiedziałaś, co musisz zrobić. Żadne z nas nie spostrzegło
się nawet, kiedy wybiegłaś z mieszkania, zostawiając temu domowi na pamiątkę
solidne trzaśnięcie drzwiami.
~♡~
-Zaczekaj! Proszę,
zaczekaj na mnie, Julka!- krzyczałem, biegnąc za tobą. Gdy wybiegłaś z domu,
wszystko do mnie dotarło. Otrząsnąłem się, zrozumiałem, co tak naprawdę chciałem
zrobić, lecz nie rozumiałem dlaczego. Znów żałowałem. Znów czułem się oszukany
przez samego siebie. Znów czułem jedynie rozżalenie oraz rozpacz, gdyż
wiedziałem, że tego już nigdy w życiu nie naprawdę…
-Nie biegnij za mną! Nie! Proszę!- pokrzykiwałaś, ledwo
trzymając się już na nogach. Już nie mogłaś. Nie miałaś sił na nic. Nawet na
to, żeby zaczerpnąć kilka wdechów świeżego powietrza. Byłaś wykończona i ja to
rozumiem, jak i wiem dlaczego taka byłaś.
-Julcia…- gdy wreszcie znalazłem się dostatecznie blisko,
ująłem cię w swoje ramiona. Nawet się nie szarpałaś. Po prostu przystanęłaś w
miejscu, jakbyś czekała na kolejne uderzenia z mojej strony. Nie mogłem i do
tego czasu nie mogę uwierzyć, że tak łatwo umiałaś się z tym pogodzić.
-Proszę, nie bij… Już nie… Błagam…- niemal leciałaś
z nóg, żałośnie łkając i szlochając. Wtuliłem cię mocniej do swojej piersi,
gładząc twoje potargane od wiatru włosy. Sam miałem ochotę się rozpłakać i nie
dałbym głowy uciąć o to, że łzy właśnie nie spływały po moich policzkach. Byłem
odrętwiały. Nie czułem praktycznie nic. Dziwne uczucie… Zupełnie tak, jakbym
przestał być człowiekiem.
-Nie zamierzam cię bić, Julka… Nigdy…- wyjąkałem z
trudem, zamykając cię ciasno we własnych objęciach.- Przepraszam… Nie chciałem.
Nie wiem, jak to mogło się stać… Nie wiem…- wtedy już byłem pewien, że płaczę.
Oderwałaś się na chwilę
ode mnie, uważnie obserwując moją twarz przez załzawione i zaczerwienione oczy.
-Może jeszcze mi powiesz, że nie wiedziałeś, co
robisz?- powiedziałaś ściszonym głosem, powoli czując się stabilniej na
własnych nogach.- Jak mam ci to wybaczyć? Zraniłeś wszystkich dookoła! Mamę,
nie mówiąc już o tacie! Już nie chodzi o mnie, ale o to, co po sobie
zostawiłeś…- bynajmniej nie krzyczałaś, choć tak mogło się wydawać. Mówiłaś o
ton głośniej, lecz twój głos w dalszym ciągu był stłumiony przez szloch.
-Wiem, że ciężko im będzie wybaczyć, ale…- zrobiłem
kilkusekundową pauzę, by zebrać myśli w całość.- Nie wiem, co to było… Nie
chciałem ci nic zrobić… Ja… nie wiem, co się ze mną dzieje…- padłem na kolana,
ukrywając twarz w dłoniach. Chciałem płakać. Chciałem wręcz beczeć, byleby
tylko choć odrobinę ulżyło. Zdaje się, że to tak niewiele, a tak cholernie
trudno osiągnąć ten stan.
-Andreas, posłuchaj mnie…- zrównałaś się ze mną
wzrokiem, kładąc swą drobną i drżącą dłoń na moim policzku. Nadal się mnie
bałaś. Widziałem to w twoich oczach, lecz postanowiłaś stawić czoła temu, co
się przerasta. Tak bardzo cię za to podziwiałem…- My…- wzięłaś głęboki wdech.-
My chyba potrzebujemy czasu, żeby sobie wszystko ułożyć. Nie jesteśmy już
dziećmi i najwyraźniej źle odczytujemy własne intencje. Musimy od siebie
odpocząć…
-Czy ty kiedykolwiek mi to wybaczysz?- zapytałem bez
najmniejszej nadziei, dotykając delikatnie kciukiem poranionych miejsc na
twojej twarzy.
-Wybaczę- nawet nie masz pojęcia, jak bardzo się
zdziwiłem, słysząc pewność w twoim głosie.- Tylko potrzebuję na to trochę
czasu. Musimy wszystko przemyśleć i przetrawić na spokojnie i potem szczerze
porozmawiać. Żadne z nas nie jest bez winy, Andi…
Nie ogarniam… Dlaczego
kobiety wiecznie chcą na coś czasu?
Wytłumaczyłabym
ci, ale to zbyt skomplikowane, jak na twój męski rozumek.
Najpierw Kat, teraz ty. Nie zdziwię się, kiedy to
samo usłyszę od mamy i Vicki.
-Jak dużo potrzebujesz tego czasu?- odważyłem się w
końcu zadać to pytanie. Zawsze przecież mogłem otrzymać odpowiedź typu: „całą
wieczność” czy coś podobnego. A tego obawiałem się najbardziej. Tego, że nigdy
nie usłyszę słowa „wybaczam” albo „nie wybaczam ci”. Od zawsze wolałem wiedzieć
na czym dokładnie stoję.
-Dwa tygodnie- pokazałaś dwa palce, przypatrując mi
się jeszcze dokładniej.- Wtedy zaczyna się sezon. Spotkamy się na konkursie-
oznajmiłaś, jak gdybyś obmyślała tę opcję całą wieczność. Zasznurowałem usta, a
jedynie potaknąłem niemrawo głową.- Wszystko, co związane z Kat masz dokładnie
rozpisane na kartkach, które leżą na twojej szafce nocnej- uśmiechnęłaś się
nieśmiało, gdy zobaczyłaś zaskoczenie wymalowane na mojej twarzy.- No co?
Podrzuciłam je, kiedy już wiedziałam, co dokładnie chcę zrobić. Do zobaczenie
za twa tygodnie, Andi- dodałaś ciszej, stając na palcach, jednocześnie
składając na moim czole buziaka. To… więcej niż dziwne.
-Julia…- wydukałem. Mówienie nadal sprawiało niemały
kłopot…- Co teraz z tobą będzie?
-Dam sobie jakoś radę- odpowiedziałaś od razu, po
czym odwróciłaś się na pięcie i podążyłaś w swoją własną stronę, drogą, która
przeznaczona była tylko i wyłącznie dla ciebie. Wiesz, jak określam ten dzień?
Dzień,
w którym wszystko spieprzyłeś?
Nie.
Kiedy
straciłeś zaufanie wszystkich i własną godność i dumę?
Też nie.
Kiedy
przestałeś być mężczyzną albo nawet zwykłym, pospolitym facetem?
Pudło.
To
ja już nie wiem.
To był pierwszy dzień mojej choroby…
„Trzeba
żyć, zanim zacznie się pisać…”
…………………………………………
Heja!
;*
Tym
razem jeszcze więcej rękoczynów, ale cóż…
Teraz
tak naprawdę zaczynamy opowieść. W następnym rozdziale, zdradzę, iż pojawi się
nowy bohater.
Jak
myślicie, kim on będzie? Co wniesie do życia jednego z bohaterów?
Czekam na Wasze cenne opinie i do zobaczenia, oczywiście, za tydzień!
Buźka. ;*
Czekam na Wasze cenne opinie i do zobaczenia, oczywiście, za tydzień!
Buźka. ;*
Jestem!
OdpowiedzUsuńNo Andreas... tego się nie spodziewałam. Jak on mógł? Czy on naprawdę... znów to zrobił? Nie wiem, mam zbyt wiele pytań. Mam nadzieję, że dostanę odpowiedzi na nie w następnych rozdziałach.
Czekam z niecierpliwością na kolejny rozdział!
Buziaki i weny :*
Kochanie co ty ze mną robisz? ;(
OdpowiedzUsuńJa nie wiem jak opisać stan w który wpadam czytając każdy rozdział...
Porywa mnie, odpływam, nie ma ze mną żadnego kontaktu.. A na sam koniec brakuje mi słów.
Jestem tylko ja i kolejne cudo w twoim wykonaniu. Dziękuje ❤
Andi.. Zaskakuje mnie z w każdym rozdziale. Jego zachowanie... Ono coś musi w sobie skrywać.
Nie mogę się doczekać kolejnego ❤
Buziaki :**
Tak. Wiem. To już moja niechlubna tradycja. Jestem mega spóźniona. Ominęło mnie kilka rozdziałów, ale już jestem i przepraszam na kolanach.
OdpowiedzUsuńCo do rozdziałów, a dokładniej tego rozdziału...
Andreas mnie przeraził. Naprawdę. Nie spodziewałam się po nim czegoś takiego... jak to mówią cicha woda brzegi rwie... ale żeby aż tak?
Dobrze, że Julka wie, co chce zrobić, że ma już jakiś plan.
Pewnie cię nie zaskoczę, ale twoją twórczość jak zawsze podbija moje serduszko i bardzo przyjemnie się wszystko czyta, a tempo w jakim ostatnio pojawiają się rozdzialy jest godne podziwu (zwłaszcza, że ja mam problem z dodaniem czegoś raz na miesiąc :/).
Czekam na następny rozdział ❤
Buziaki,
British Lady ♡
Że co?! :O Jakiej choroby? CZY JA SIĘ PRZEWIDZIAŁAM?! :O
OdpowiedzUsuńTym rozdziałem jestem doszczętnie wstrząśnięta...
Już w trakcie czytania kilkakrotnie pomyślałam: "to nie jest ten sam Andi". I co? Miałam rację?
Na samym początku pisałaś o nadziei... Nadzieja... jakie piękne słowo... Nadzieja... czym właściwie jest? Wiarą w coś... nawet w coś najbardziej odległego. I tak jak Julka nie bardzo w nią wierzy, tak ja jestem nią przepełniona. I mam nadzieję, że wszystko wróci na właściwe tory...
Na samym początku tej historii to Andreas wydawał mi się tym empatycznym, bardziej rozsądnym i poukładanym. Z biegiem czasu wszystkie pozytywy na jego tematy, gdzieś się ulotniły. Zmieniło się też moje postrzeganie Julii. A zwłaszcza po tym rozdziale. Jak Ty to robisz, że potrafisz tak diametralnie zmienić postać? ;)
Myślę, że gdyby Andreas zamiast pójść do pokoju Julii, wyszedłby, ochłonął... wszystko potoczyłoby się inaczej. Być może rodzice przetłumaczyliby jego siostrze, aby została. Aby nie popełniała tego błędu. Bo gdzie ona się podzieje? Co ona ze sobą zrobi?
To, co na sam koniec odczynił Andreas... przerosło moje najśmielsze oczekiwania. Bo jak mógł po raz drugi podnieść rękę na tę samą ofiarę? Jak mógł podnieść rękę na swojego ojca? On wtedy nie był tą samą osobą, jestem tego świadoma. Jednakże obawiam się, że ta choroba nie będzie wróżyć nic dobrego...
Julia wbrew wszystkiemu, postąpiła chyba najsłuszniej. Dlaczego? Bo być może dzięki jej nieobecności Andreas coś zrozumie... Może się uspokoi?
Pięknie ze strony Julii, że postanowiła dać mu szansę... Choć teraz, jak tak pomyślałam... Być może podczas jej nieobecności będzie jeszcze gorzej... Może będzie rozdrażniony? Ach, sama nie wiem... Jest mi go żal..
Natomiast mały Chris... Jejku, nie każdy miałby odwagę postawić się starszemu, silniejszemu i zdenerwowanemu bratu. :) Szacunek dla tego małego człowieka. ♥
Nie chcę być wieszczem, albo nie wiem czym, ale ta choroba Andiego pachnie mi... schizofrenią.
Czekam na kolejny! ♥
Buziaki! ;*
PS. I proszę nie "wygadywać" głupot, bo na Twoje opowiadanie zawsze znajdę czas. ;) Nawet o 8:10 rano. ;p ;*
To nie jest normalne, że Andreas tak szybko zmienia zdanie. Raz jest kochający i chce przepraszać, a potem bije po raz drugi. Tak, to musi być choroba, bo innego wyjaśnienia tu nie widzę. Dziwię się trochę, że Julka po tym pierwszym uderzeniu od razu poleciała się spakować. To było trochę nad wyrost moim zdaniem. Aczkolwiek rozumiem, że w chwili wzburzenia mogła mieć różne myśli. Po tym drugim uderzeniu już się wcale nie dziwiłam. Może jedynie temu, że uciekła i nie zainteresowała się bardziej ojcem. Chwilę wcześniej taki krzyk, że coś mu się mogło stać, a potem po prostu sobie wyszła i tyle. Nie dziwię się, że chce odpocząć od Andreasa, ale dziwi mnie, że określiła taką ścisłą datę. Skąd może wiedzieć ile tak naprawdę czasu potrzebuje? Może po tygodniu będzie w stanie z nim normalnie rozmawiać. A może dopiero po czterech?
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i czekam na następny ;) ;*
Jestem :)
OdpowiedzUsuńNo to się porobiło..
Coraz bardziej moja sympatia do Andiego gaśnie...
Po raz drugi podniósł rękę na ojca..
Choroba.. porobiło się, ale przeczuwałam, że to normalne nie jest.
Aż nie wiem co napisać.
Jestem pełna podziwu dla Christiana, który zaczął go kopać, uderzać. Niby młody, a tak wielki jednocześnie!
A Twój pomysł na pisanie tego bloga, z rozdziału na rozdział coraz bardziej mi się podoba i serio zazdroszczę, że potrafisz tak świetnie pisać!
Przepraszam za tak nieskładny komentarz, ale jestem w takim szoku, iż nie wiem co sensownego napisać.
Weny i buziaki ;***
Melduję się ♥
OdpowiedzUsuńJejku... po raz kolejny jestem po prostu tak zaczarowana i jednocześnie oszołomiona, że nie wiem, co mam napisać. Genialny rozdział! Naprawdę, nadal nie mogę wyjść z podziwu.
Sama nie wiem, co mam o tym wszystkim myśleć. Andreas coraz bardziej traci moją sympatię, zupełnie nie rozumiem jego zachowania. Jak on może robić coś takiego? Po prostu nie mogę w to uwierzyć, znowu. Oj, coraz gorzej się tam dzieje...
No i jeszcze ta końcówka. Musiałabyś widzieć moją konsternację na twarzy, kiedy wpatrywałam się przez dłuższą chwilę w monitor. Choroba? Boże jedyny... Kochana, czy ty chcesz, żebym ja tutaj za zawał padła? :)
Jestem strasznie ciekawa, co dalej dla nas przygotujesz ♥
Buziaki :**
Jestem!
OdpowiedzUsuńPowiem ci szczerze, ze nie spodziewałam się ani trochę, ze tak to się potoczy! Andi traci panowanie nad sobą. Jest dosłownie nieobliczalny. Podnieść rękę na ojca :/ I o co chodzi z tą chorobą!? Kobieto ja prędzej czy później padnę tutaj na zawał!
Poza tym zapomniałam rozdział jest mega! Nawet nie wiesz jak mnie ta cała historia zaciekawiła *-* nie mogę doczekać się kolejnego rozdziału
Buziaki :* !
Hej!
OdpowiedzUsuńPierwszy dzień choroby? Chyba choroby psychicznej. Ja już nie ogarniam co ten Andreas odstawia... Atakuje bliskich ludzi i jeszcze te rękoczyny.
Zupełnie nie mam pojęcia co dla nas szykujesz. Co będzie z Andim, a z Julką?
Cóż, czekam na następny!
Pozdrawiam!
Jestem spóźniona i musiałam nadrabiać trzy rozdziały,perfekt ;____; mam nadzieję że wybaczyć :*
OdpowiedzUsuńAndi...cholera jasna co on wyprawia?najpierw milutki,przeprasza a potem jest agresywny i podnosi rękę na własnego ojca...nie zasługuje taka osoba na szacunek,mimo to jest mi go szkoda...jakby stał na jakimś rozdrożu,jak ty to robisz?.
Coraz bardziej szkoda mi Julii,mimo że nie darzyłam jej początkowo sympatią ;)
Mały Chris...to że przeciwstawił się starszemu,silniejszemu bratu jeszcze bardziej mnie zasmuciło...dlaczego musiało się tak stać,że poczuł taką potrzebę?
Rozdział kochana jak zawsze idealny,istna perełka a czytanie go to po prostu było niebo.
Przepraszam za moje spóźnienie i krótki komentarz...choroba brak czasu robią swoje :(
Z niecierpliwością czekam na nn<3
Buziaki :****
Witaj kochana! :*
OdpowiedzUsuńMusiałam przeczytać wszystko od początku, bo moje zaległości są kuriozalne wręcz i wstyd się do nich przyznawać ;____;
Po przeczytaniu całości jestem tak oniemiała, że chwilę zajmie mi przeanalizowanie całości..
Zaczynając od początku, szczerze mówiąc, na początku nie przypasował mi sposób, w jaki piszesz to opowiadanie. Teraz myślę, że jest on bardzo ciekawy i nigdy się z takim nie zetknęłam. Przyzwyczaiłam się do niego i teraz już wszystko ogarniam :3
Welli jako główny bohater? Już mnie masz! Kocham, kocham i jeszcze raz kocham! (brzmię jak typowa hotka ale kit z tym)
Podoba mi się sposób w jaki przedstawiasz rodzinę Wellingerów. Wszyscy są ze sobą zżyci i wiedzą, że mogą na sobie polegać.
Teraz pokrótce moje przemyślenia o głównych bohaterach:
Andi. Ma ze sobą jakiś problem, to widać. Raz kochający i milutki, a za chwilę wyzywa i traktuje pięściami ojca i siostrę. Domyślam się, że to jakaś poważniejsza choroba psychiczna (podejrzewam już jaka, ale nie będę mówić xd). Chyba w tym opowiadaniu główny problem jest taki sam jak w mojej nowości...
Julia, cóż na początku wydawała mi się, jak to ją Andi określił, "puszczalska", ale to tylko takie pierwsze wrażenie. Myślę, że taki lekko odważny wizerunek i sposób działania pokazywał, że ona potrzebuje bliskości drugiego człowieka, miłości, przyjaźni czy zrozumienia. Obraz Julii lekkoducha był tylko taką maską, żeby inni nie domyślili się czego dziewczyna naprawdę potrzebuje.
Katherine, no cóż, ona ma okazje poznać tylko dobrą stronę Andreasa. Chyba że później i ją zacznie traktować z agresją fizyczną i psychiczną. Jednak to, co Wellinger robi żeby ją odzyskać, jest urocze i bardzo romantyczne. Jednak ciekawa jestem jak walczył by o nią bez pomocy Julki, czy również w taki romantyczny sposób, czy zupełnie inaczej.
Rodzice Andreasa, hmmm.. widać, że oboje chcą wspierać swoje dzieci i że chcą dla nich jak najlepiej. Są dla nich oparciem w trudnych sytuacjach. Ciekawi mnie jak będą chcieli pomóc Andreasowi i jego wybuchom miłości/złości.
Pozostałe rodzeństwo również jest na swój sposób wyjątkowe, jednak to mały Christian najbardziej zapadł mi w pamięć. Swoją dojrzałością i postrzeganiem świata.
Troszkę się rozpisałam, mam nadzieję, że dotrwałaś do końca tego komentarza bez zasypiania z nudów xD
Oczywiście czekam na kolejny rozdział, z jakże wielką niecierpliwością! :3
Buziaki i weny xx
Jestem :)
OdpowiedzUsuńWybacz, że tak długo to trwało... Nie chciałam, żeby tak to wyszło, obiecałam, że będę od razu, ale nie dałam rady :(
Przepraszam...
Jednak rozdział u Ciebie to bez wątpienia cudo :) eh... Takie genialne ;)
Oj, Andreas... Narobił sobie... Ale moment... Choroba? O.o że co?! O co chodzi? Chyba nie pozostaje mi nic innego jak czekać na kolejny rozdział...
Julia się nacierpiała... Hm... Ciekawi mnie co się wydarzy, jak się spotkają znowu...
Rozdział u Ciebie to zawsze arcydzieło ;) więc tylko pozazdrościć ❤
A Kat? Cóż tam Julia napisała? :)
Czekam niecierpliwie na kolejny :)
Buziaki ;*
Kochana, ja wiem, że może Cię już to nudzić ale rozdział, mimo tego, że było w nim tyle rękoczynów i po prostu złego... jest kochany. Julia jest na prawdę bardzo silną osobą o czym świadczy rozmowa po ucieczce z domu. Szczerze ją podziwiam...
OdpowiedzUsuńCudoo ;*