piątek, 4 grudnia 2015

8. „Wybaczę…”



Miałem jeszcze nadzieję. Zgubną, ale miałem i to pozwoliło mi uwierzyć w to, że jeszcze kiedyś będzie normalnie. Będzie dobrze. Będzie jak dawniej.

Nigdy nie będzie już normalnie. Nigdy już nie będzie dobrze. Nidy nie będzie jak dawniej. A nadzieja? Ha, nadzieja to fałszywy przyjaciel, nic innego. To właśnie ona wbija zazwyczaj nóż w nasze plecy, kiedy najmniej się tego spodziewamy…

Nie mów tak. Nadzieja to czasem ostatnie, co mamy… To ona pomaga w niektórych sytuacjach  przetrwać. 

Przestań. Po tym, co przeszłam, wolałabym, by nikt mnie nie oszukiwał. Tym bardziej nie twór, który nawet nie ma ciała, a którego to jest największym atutem. Nie. Nie. Nie. 

Skończ. Nie da się żyć w ten sposób, Julka. Nie zamieniaj się w kamień.

Człowiek, który już nigdy nie będzie w pełni szczęśliwy, zawsze posiadać będzie duszę, która przypomina kamień. 

Żyj jak dziecko, Julka. Jak dziecko. Przynajmniej spróbuj. Myśl tylko i wyłącznie o tym, co jest tu i teraz. Nie tym, co działo się w przeszłości albo dziać będzie się w przyszłości. Nie zamartwiaj się. Nie żałuj całe życie. To ułatwi ci życie, uwierz mi.

Andreas… Ja już nie mam życia.

~~

-Co ty wyprawiasz?!- krzyknąłem, widząc, co wyczyniasz. Na twoim łóżku leżała duża walizka, do której z determinacją wkładałaś kolejne ubrania. Spojrzałem na swoje dłonie. Zacząłem nagle nienawidzić siebie i tych rąk, które zbliżyły się do twojej twarzy zbyt blisko. Ty chyba Chciałaś, żeby mnie to bolało. Bolało na duszy. Mnie bolało, lecz ból fizyczny był małym pikusiem przy tym, co musiałeś czuć ty. Zdawałem sobie z tego sprawę.
Spojrzałaś na mnie przez ramię. Widziałem w twoich oczach ślady łez, co wbiło kolejną szpilę w moje serce. Ja… Nawet nie masz pojęcia, jak bardzo wtedy nienawidziłem siebie. Można powiedzieć, że wręcz do szaleństwa…
-Juluś…- wychrypiałem ledwo, zbliżając się z wyczuciem w twoją stronę.- Proszę… Nie… Nie rób tego…- mówiłem, dalej podchodząc w twoim kierunku. Nie wierzyłem w to, co się działo. Nie wierzyłem. Nie umiałem chyba pojąć, do czego tak naprawdę doprowadziłem.
-Nie podchodź do mnie- warknęłaś gwałtownie, cofając się o trzy kroki do tyłu. Podniosłem wzrok, by zobaczyć twoją twarz. Patrzyłaś prosto w moje oczy. Co w nich widziałem? Ból. Strach. Szok. Determinacja. Pewność, co martwiło mnie najbardziej…
-Nie możesz się wyprowadzić, rozumiesz?!- zapiszczałem cienko, po czym jednym ruchem ręki wysypałem wszystkie rzeczy, które zdążyłaś wpakować do ogromnej, czerwonej walizki.- Nie możesz nas wszystkich zostawić! Julka, nie masz się gdzie podziać! Nie możesz!- powtarzałem jak mantrę, nie zdając sobie sprawy z tego, że swoim zachowaniem mogę cię jedynie wystraszyć, bo zachowywałem się jak szaleniec. Obłęd w moich oczach przewyższał absolutnie wszystko. Sam nie wiedziałem, czego obawiałem się bardziej. Tego, jak to wszystko będzie wyglądało poza murami tego domu czy tego, do czego jesteś w stanie się jeszcze posunąć, bo przeprowadzka zmieniłaby wszystko w naszym ciepłym kątku…
-Jesteś ostatnią osobą, która może mnie powstrzymać, słyszysz?- wycedziłaś przez zęby, po czym z uporem maniaka zaczęłaś zbierać porozrzucane po podłodze, własne manatki. Patrzyłem na ciebie z góry, nie reagując. Czemu? Straciłem coś. Coś gdzieś zniknęło w chwili, kiedy podniosłem na ciebie rękę.
-Julia!- wrzasnąłem spanikowany, wytrącając z twoich rąk wszystkie rzeczy oraz wyrzucając z impetem walizkę na korytarz przez otwarte drzwi.- Przepraszam! To chciałaś usłyszeć?! Przepraszam!
-Wsadź sobie gdzieś te przeprosiny- bąknęłaś, próbując wyminąć mnie w drzwiach. Na nic. Jeden ruch wystarczył, aby moje ciało stało się dla ciebie przeszkodą nie do ominięcia. Nic dziwnego. Od zawsze byłaś taka drobniutka, bezsilna…- Czego ty znowu chcesz, co? I czemu znowu chcesz tego czegoś ode mnie?
-Teraz tego nie doceniasz, ale uwierz mi, że kiedyś to wszystko zrozumiesz- wykrztusiłem ledwo, odpierając ciągle twoje ataki.
-Odsuń się- warknęłaś stanowczo, stając zdecydowanie zbyt blisko mnie. Dopiero teraz dostrzegłem, że krew nadal słabo sączy się z twojego nosa, a kawałek skóry stopniowo staje się coraz bardziej purpurowy. Moje serce momentalnie przyśpieszyło. Nie dowierzałem. Nie. Nie mogłem uwierzyć…
-Nie- odpowiedziałem z zająknięciem.- Daj mi jedną szansę… Ja… ja… nie chciałem…- zakończyłem szeptem, spuszczając wzrok na podłoże. Bezsilność, którą wówczas czułem, nie można opisać ludzkimi słowami. To niemożliwe, a wręcz nieodpowiednie, ponieważ w słowniku nie istnieją odpowiednie słowa, aby opisać to, co naprawdę czułem…
-Ani mi się śni- odpowiedziałaś, patrząc mi twardo w oczy. Nie wiedziałem wcześniej, iż potrafisz być tak zatwardziałym i bezkompromisowym zawodnikiem.- Nie zostanę tutaj ani chwili dłużej, dopóki jesteś tutaj ty- dodałaś, gdy do mniejszej torebki pakowałaś najpotrzebniejsze na najbliższe dni rzeczy.
-Jula…- wyszeptałem, czując, że pod moimi powiekami zbierają się gorzkie, grube łzy. Nie płakałem jeszcze nigdy, odkąd skończyłem pięć lat. A teraz? Teraz zwyczajnie chciałem usiąść i płakać. Dlaczego? Nie umiałem tego dokładniej sprecyzować. Jak już wcześniej wspomniałem: nie istnieją słowa, które byłyby w stanie wyrazić to, co czuję. Nie istnieją żadne słowa, które potrafią w pełni odzwierciedlić jakiekolwiek uczucia. Taka prawda, niestety…
-Nie pogrążaj się- burknęłaś, po czym kocimi ruchami wyminęłaś mnie w drzwiach. Słyszałem jedynie skrzypienie starych drewnianych schodów, kiedy w szybkich ruchach  po nich schodziłaś. Zamarłem na tę chwilę.
 I doszło do mnie to wszystko. Dopiero teraz dotarło, że nieustannie podcinałem ci skrzydła. Winiłem za własne błędy. Starałem się chronić wszystkich, ale robiąc to twoim kosztem. Stałaś się ofiarą. Moją ofiarą. Zacisnąłem dłonie w pięści do tego stopnia, że kostki stały się białe jak papier. Przeze mnie nie mogłaś latać, lecz mimo wszystko starałaś się biegnąć. Gdy wreszcie podkładałem ci kolejne przeszkody, abyś nie mogła biec, zaczynałaś iść. Irytowałem się wówczas coraz bardziej, więc zacząłem rozwiązywać sznurowadła, abyś i nie mogła iść bezpiecznie. Ty natomiast wtedy zaczęłaś się czołgać. Robiłaś wszystko, byleby tylko posuwać się wciąż przed siebie, wbrew wszystkim kłodom, które rzucałem pod twoje nogi.

~~

-Kochanie, proszę, nie rób tego…- mówiła do ciebie matka, stojąc oniemiała tuż obok ciebie. Nieśmiało wyciągnęła rękę, aby pogładzić twoje włosy. Zawsze tak bardzo lubiłaś, kiedy ktoś przeczesywał pasma twoich długich włosów palcami. Spojrzałaś z sentymentem na opiekunkę. W twoich ciemnych, dużych i okrągłych tęczówkach pojawiły się łzy. 

To wszystko dlatego, że tak bardzo ją kochałam. Tylko jej ufałam bezgranicznie. Tylko jej ufałam. Tylko ona mogła być dla mnie ostoją. Tylko jej mogłabym o wszystkim powiedzieć, lecz… nie mogłam tak czy siak.

-Mamo, ja muszę…- wyłkałaś, wtulając się w pierś kobiety. Wypuściłaś kilka łez, które zbyt długo zalegały na twojej duszy. Czyż to nie prawda, że człowiekowi ulży dopiero wtedy, gdy jego zmartwienia w postaci łez, ujrzą światło dzienne?
-Nie musisz…- odezwał się ojciec, który zajmował swe miejsce tuż obok swej żony.- Nie martw, że cokolwiek może ci się stać. Jesteś bezpieczna. Tutaj jest twój dom, skarbie…- mówił z wyraźnym poruszeniem i wzruszeniem. Sam byłem ciekaw czy gdybym to ja był na twoim miejscu, postąpiliby tak samo…
-Zostawcie ją- schodząc powolnym krokiem ze schodów, lustrowałem cię uważnie od góry do dołu. Zdaje się, że i ty nawiązałaś kontakt wzrokowy. Wymienialiśmy wzajemnie spojrzenia w ciszy, gdy każdy z pozostałych członków rodziny zastanawiał się, co naprawdę teraz nastąpi.
-Pójdę już- ocknęłaś się z chwilowego transu, przytulając do siebie na pożegnanie małego Christiana, który wbrew pozorom mógł rozumieć najwięcej z całej sytuacji.
-Nieprawda- warknąłem, zbliżając się do ciebie gwałtownie.- Nigdzie nie pójdziesz. Jeśli rodzice chcą, żebyś została w domu, masz zostać w domu, rozumiesz?!- warczałem dalej, przypierając cię do ściany.

Pamiętam sposób w jaki wtedy na mnie patrzyłeś. Twoje tęczówki stały się pełne ognia, którego obecności nie umiałam zrozumieć. Wcześniej, kiedy rozmawialiśmy u mnie w pokoju, nie było go. A teraz? Teraz stałeś się kimś innym. Nie wiem dokładnie kim, lecz zdecydowanie mi się to nie podobało.

-Andreas!- zareagował natychmiastowo ojciec, który w ułamku sekundy znalazł się tuż przy nas, próbując cokolwiek zdziałać w tym, co dopiero zaczynało się rozpędzać. To uczucie, jakbym był zamknięty w szklanej kuli, a kontrolę nade mną przejmował zupełnie ktoś inny. Moje przeciwieństwo oraz najzagorzalszy wróg, któremu zależy jedynie na zrujnowaniu mojego życia. Nie umiałem tego racjonalnie wytłumaczyć. Jeszcze przed chwilą czułem żal oraz rozżalenie do samego siebie, a teraz? Teraz, mówiąc z ręką na sercu, miałem ochotę cię zabić.
-Nie wtrącaj się!- wrzasnąłem do mężczyzny, po czym pchnąłem nim z całą siłą, co sprawiło, iż ojciec zderzył się z ścianą. Po salonie rozległo się jedynie głośnie syknięcie z bólu. Nie zwracając na to uwagi, odwróciłem się znów w twoją stronę. Uśmiechnąłem się jak rekin, nie wiedząc dokładniej dlaczego to wszystko się powtarza.
-Andi…- wyjąkała matka, będąca przy boku męża.- Skończ tę szopkę! Ojca trzeba zawieźć do szpitala!- kontynuowała, lecz nadal mnie to nie ruszało. Miałem zbyt blisko siebie swą ofiarę, by przepuścić taką okazję, która przecież nigdy więcej mogła się nie powtórzyć.
-Tacie trzeba pomóc!- krzyknęłaś, ledwo oddychając.- Andreas! Przestań! Nie rozumiesz, że może mu się stać coś strasznego?!- krzyk przerodził się w pisk, a spod twych powiek nadal spływały po policzkach łzy. Starałaś się z nimi walczyć, jednakże brakowało ci już sił, aby wygrać tę potyczkę. Chciałaś być silna, ponieważ wiedziałaś, że łzy na nic tutaj. Są wręcz zbędne, a staną się z czasem moją największą porażką. Mimo to nie miałaś sił. Ból fizyczny w nadgarstkach dokuczał coraz bardziej, ból psychiczny sprawiał, że dostawałaś solidne kopniaki w brzuch, natomiast do tego wszystkiego doszły jeszcze zmartwienia dotyczące taty. Faktycznie nie było z nim dobrze. Musiał dosyć mocno uderzył głową w ścianę…
-Zamknij się- wycedziłem.- Gdybyś nie robiła problemów, nie byłoby tego całego zamieszania, nie uważasz?- wówczas czara goryczy w moim wnętrzu przepełniła się o kilka kropel za dużo. Kolejny raz dzisiejszego dnia, moja pięść zderzyła się z twoją twarzą, przez co krew zmieszała się z twoimi łzami. To był piękny widok. Piękny dla tego Andreasa, którym wówczas byłem.
-Zostaw moją siostrę, brutalu!- nagle wtrącił się Christian, który zaczął kopać mnie po kostkach, obkładać piąstkami po plecach, próbując za wszelką cenę odwrócić moją uwagę od ciebie.- Zostaw! Wyżyj się na kimś, kto jest w stanie ci oddać!- pokrzykiwał. Zdezorientowany odwróciłem się, nie wiedząc jak mam postąpić. A ty? Ty wiedziałaś, że to jedyna okazja. Wiedziałaś doskonale, co zrobić. Wiedziałaś, co musisz zrobić. Żadne z nas nie spostrzegło się nawet, kiedy wybiegłaś z mieszkania, zostawiając temu domowi na pamiątkę solidne trzaśnięcie drzwiami.

~~

-Zaczekaj! Proszę, zaczekaj na mnie, Julka!- krzyczałem, biegnąc za tobą. Gdy wybiegłaś z domu, wszystko do mnie dotarło. Otrząsnąłem się, zrozumiałem, co tak naprawdę chciałem zrobić, lecz nie rozumiałem dlaczego. Znów żałowałem. Znów czułem się oszukany przez samego siebie. Znów czułem jedynie rozżalenie oraz rozpacz, gdyż wiedziałem, że tego już nigdy w życiu nie naprawdę…
-Nie biegnij za mną! Nie! Proszę!- pokrzykiwałaś, ledwo trzymając się już na nogach. Już nie mogłaś. Nie miałaś sił na nic. Nawet na to, żeby zaczerpnąć kilka wdechów świeżego powietrza. Byłaś wykończona i ja to rozumiem, jak i wiem dlaczego taka byłaś.
-Julcia…- gdy wreszcie znalazłem się dostatecznie blisko, ująłem cię w swoje ramiona. Nawet się nie szarpałaś. Po prostu przystanęłaś w miejscu, jakbyś czekała na kolejne uderzenia z mojej strony. Nie mogłem i do tego czasu nie mogę uwierzyć, że tak łatwo umiałaś się z tym pogodzić.
-Proszę, nie bij… Już nie… Błagam…- niemal leciałaś z nóg, żałośnie łkając i szlochając. Wtuliłem cię mocniej do swojej piersi, gładząc twoje potargane od wiatru włosy. Sam miałem ochotę się rozpłakać i nie dałbym głowy uciąć o to, że łzy właśnie nie spływały po moich policzkach. Byłem odrętwiały. Nie czułem praktycznie nic. Dziwne uczucie… Zupełnie tak, jakbym przestał być człowiekiem.
-Nie zamierzam cię bić, Julka… Nigdy…- wyjąkałem z trudem, zamykając cię ciasno we własnych objęciach.- Przepraszam… Nie chciałem. Nie wiem, jak to mogło się stać… Nie wiem…- wtedy już byłem pewien, że płaczę.
Oderwałaś się na chwilę ode mnie, uważnie obserwując moją twarz przez załzawione i zaczerwienione oczy.
-Może jeszcze mi powiesz, że nie wiedziałeś, co robisz?- powiedziałaś ściszonym głosem, powoli czując się stabilniej na własnych nogach.- Jak mam ci to wybaczyć? Zraniłeś wszystkich dookoła! Mamę, nie mówiąc już o tacie! Już nie chodzi o mnie, ale o to, co po sobie zostawiłeś…- bynajmniej nie krzyczałaś, choć tak mogło się wydawać. Mówiłaś o ton głośniej, lecz twój głos w dalszym ciągu był stłumiony przez szloch.
-Wiem, że ciężko im będzie wybaczyć, ale…- zrobiłem kilkusekundową pauzę, by zebrać myśli w całość.- Nie wiem, co to było… Nie chciałem ci nic zrobić… Ja… nie wiem, co się ze mną dzieje…- padłem na kolana, ukrywając twarz w dłoniach. Chciałem płakać. Chciałem wręcz beczeć, byleby tylko choć odrobinę ulżyło. Zdaje się, że to tak niewiele, a tak cholernie trudno osiągnąć ten stan.
-Andreas, posłuchaj mnie…- zrównałaś się ze mną wzrokiem, kładąc swą drobną i drżącą dłoń na moim policzku. Nadal się mnie bałaś. Widziałem to w twoich oczach, lecz postanowiłaś stawić czoła temu, co się przerasta. Tak bardzo cię za to podziwiałem…- My…- wzięłaś głęboki wdech.- My chyba potrzebujemy czasu, żeby sobie wszystko ułożyć. Nie jesteśmy już dziećmi i najwyraźniej źle odczytujemy własne intencje. Musimy od siebie odpocząć…
-Czy ty kiedykolwiek mi to wybaczysz?- zapytałem bez najmniejszej nadziei, dotykając delikatnie kciukiem poranionych miejsc na twojej twarzy.
-Wybaczę- nawet nie masz pojęcia, jak bardzo się zdziwiłem, słysząc pewność w twoim głosie.- Tylko potrzebuję na to trochę czasu. Musimy wszystko przemyśleć i przetrawić na spokojnie i potem szczerze porozmawiać. Żadne z nas nie jest bez winy, Andi…
Nie ogarniam… Dlaczego kobiety wiecznie chcą na coś czasu?   
             
Wytłumaczyłabym ci, ale to zbyt skomplikowane, jak na twój męski rozumek.

Najpierw Kat, teraz ty. Nie zdziwię się, kiedy to samo usłyszę od mamy i Vicki.
-Jak dużo potrzebujesz tego czasu?- odważyłem się w końcu zadać to pytanie. Zawsze przecież mogłem otrzymać odpowiedź typu: „całą wieczność” czy coś podobnego. A tego obawiałem się najbardziej. Tego, że nigdy nie usłyszę słowa „wybaczam” albo „nie wybaczam ci”. Od zawsze wolałem wiedzieć na czym dokładnie stoję.
-Dwa tygodnie- pokazałaś dwa palce, przypatrując mi się jeszcze dokładniej.- Wtedy zaczyna się sezon. Spotkamy się na konkursie- oznajmiłaś, jak gdybyś obmyślała tę opcję całą wieczność. Zasznurowałem usta, a jedynie potaknąłem niemrawo głową.- Wszystko, co związane z Kat masz dokładnie rozpisane na kartkach, które leżą na twojej szafce nocnej- uśmiechnęłaś się nieśmiało, gdy zobaczyłaś zaskoczenie wymalowane na mojej twarzy.- No co? Podrzuciłam je, kiedy już wiedziałam, co dokładnie chcę zrobić. Do zobaczenie za twa tygodnie, Andi- dodałaś ciszej, stając na palcach, jednocześnie składając na moim czole buziaka. To… więcej niż dziwne.
-Julia…- wydukałem. Mówienie nadal sprawiało niemały kłopot…- Co teraz z tobą będzie?
-Dam sobie jakoś radę- odpowiedziałaś od razu, po czym odwróciłaś się na pięcie i podążyłaś w swoją własną stronę, drogą, która przeznaczona była tylko i wyłącznie dla ciebie. Wiesz, jak określam ten dzień?

Dzień, w którym wszystko spieprzyłeś?

Nie.

Kiedy straciłeś zaufanie wszystkich i własną godność i dumę?

Też nie.

Kiedy przestałeś być mężczyzną albo nawet zwykłym, pospolitym facetem?

Pudło.

To ja już nie wiem.


To był pierwszy dzień mojej choroby…

„Trzeba żyć, zanim zacznie się pisać…”

…………………………………………

Heja! ;*
Tym razem jeszcze więcej rękoczynów, ale cóż…
Teraz tak naprawdę zaczynamy opowieść. W następnym rozdziale, zdradzę, iż pojawi się nowy bohater.
Jak myślicie, kim on będzie? Co wniesie do życia jednego z bohaterów? 
Czekam na Wasze cenne opinie i do zobaczenia, oczywiście, za tydzień! 
Buźka. ;* 





13 komentarzy:

  1. Jestem!
    No Andreas... tego się nie spodziewałam. Jak on mógł? Czy on naprawdę... znów to zrobił? Nie wiem, mam zbyt wiele pytań. Mam nadzieję, że dostanę odpowiedzi na nie w następnych rozdziałach.
    Czekam z niecierpliwością na kolejny rozdział!
    Buziaki i weny :*

    OdpowiedzUsuń
  2. Kochanie co ty ze mną robisz? ;(
    Ja nie wiem jak opisać stan w który wpadam czytając każdy rozdział...
    Porywa mnie, odpływam, nie ma ze mną żadnego kontaktu.. A na sam koniec brakuje mi słów.
    Jestem tylko ja i kolejne cudo w twoim wykonaniu. Dziękuje ❤
    Andi.. Zaskakuje mnie z w każdym rozdziale. Jego zachowanie... Ono coś musi w sobie skrywać.
    Nie mogę się doczekać kolejnego ❤
    Buziaki :**

    OdpowiedzUsuń
  3. Tak. Wiem. To już moja niechlubna tradycja. Jestem mega spóźniona. Ominęło mnie kilka rozdziałów, ale już jestem i przepraszam na kolanach.
    Co do rozdziałów, a dokładniej tego rozdziału...
    Andreas mnie przeraził. Naprawdę. Nie spodziewałam się po nim czegoś takiego... jak to mówią cicha woda brzegi rwie... ale żeby aż tak?
    Dobrze, że Julka wie, co chce zrobić, że ma już jakiś plan.
    Pewnie cię nie zaskoczę, ale twoją twórczość jak zawsze podbija moje serduszko i bardzo przyjemnie się wszystko czyta, a tempo w jakim ostatnio pojawiają się rozdzialy jest godne podziwu (zwłaszcza, że ja mam problem z dodaniem czegoś raz na miesiąc :/).
    Czekam na następny rozdział ❤

    Buziaki,
    British Lady ♡

    OdpowiedzUsuń
  4. Że co?! :O Jakiej choroby? CZY JA SIĘ PRZEWIDZIAŁAM?! :O
    Tym rozdziałem jestem doszczętnie wstrząśnięta...
    Już w trakcie czytania kilkakrotnie pomyślałam: "to nie jest ten sam Andi". I co? Miałam rację?
    Na samym początku pisałaś o nadziei... Nadzieja... jakie piękne słowo... Nadzieja... czym właściwie jest? Wiarą w coś... nawet w coś najbardziej odległego. I tak jak Julka nie bardzo w nią wierzy, tak ja jestem nią przepełniona. I mam nadzieję, że wszystko wróci na właściwe tory...
    Na samym początku tej historii to Andreas wydawał mi się tym empatycznym, bardziej rozsądnym i poukładanym. Z biegiem czasu wszystkie pozytywy na jego tematy, gdzieś się ulotniły. Zmieniło się też moje postrzeganie Julii. A zwłaszcza po tym rozdziale. Jak Ty to robisz, że potrafisz tak diametralnie zmienić postać? ;)
    Myślę, że gdyby Andreas zamiast pójść do pokoju Julii, wyszedłby, ochłonął... wszystko potoczyłoby się inaczej. Być może rodzice przetłumaczyliby jego siostrze, aby została. Aby nie popełniała tego błędu. Bo gdzie ona się podzieje? Co ona ze sobą zrobi?
    To, co na sam koniec odczynił Andreas... przerosło moje najśmielsze oczekiwania. Bo jak mógł po raz drugi podnieść rękę na tę samą ofiarę? Jak mógł podnieść rękę na swojego ojca? On wtedy nie był tą samą osobą, jestem tego świadoma. Jednakże obawiam się, że ta choroba nie będzie wróżyć nic dobrego...
    Julia wbrew wszystkiemu, postąpiła chyba najsłuszniej. Dlaczego? Bo być może dzięki jej nieobecności Andreas coś zrozumie... Może się uspokoi?
    Pięknie ze strony Julii, że postanowiła dać mu szansę... Choć teraz, jak tak pomyślałam... Być może podczas jej nieobecności będzie jeszcze gorzej... Może będzie rozdrażniony? Ach, sama nie wiem... Jest mi go żal..
    Natomiast mały Chris... Jejku, nie każdy miałby odwagę postawić się starszemu, silniejszemu i zdenerwowanemu bratu. :) Szacunek dla tego małego człowieka. ♥
    Nie chcę być wieszczem, albo nie wiem czym, ale ta choroba Andiego pachnie mi... schizofrenią.
    Czekam na kolejny! ♥
    Buziaki! ;*
    PS. I proszę nie "wygadywać" głupot, bo na Twoje opowiadanie zawsze znajdę czas. ;) Nawet o 8:10 rano. ;p ;*

    OdpowiedzUsuń
  5. To nie jest normalne, że Andreas tak szybko zmienia zdanie. Raz jest kochający i chce przepraszać, a potem bije po raz drugi. Tak, to musi być choroba, bo innego wyjaśnienia tu nie widzę. Dziwię się trochę, że Julka po tym pierwszym uderzeniu od razu poleciała się spakować. To było trochę nad wyrost moim zdaniem. Aczkolwiek rozumiem, że w chwili wzburzenia mogła mieć różne myśli. Po tym drugim uderzeniu już się wcale nie dziwiłam. Może jedynie temu, że uciekła i nie zainteresowała się bardziej ojcem. Chwilę wcześniej taki krzyk, że coś mu się mogło stać, a potem po prostu sobie wyszła i tyle. Nie dziwię się, że chce odpocząć od Andreasa, ale dziwi mnie, że określiła taką ścisłą datę. Skąd może wiedzieć ile tak naprawdę czasu potrzebuje? Może po tygodniu będzie w stanie z nim normalnie rozmawiać. A może dopiero po czterech?
    Pozdrawiam i czekam na następny ;) ;*

    OdpowiedzUsuń
  6. Jestem :)
    No to się porobiło..
    Coraz bardziej moja sympatia do Andiego gaśnie...
    Po raz drugi podniósł rękę na ojca..
    Choroba.. porobiło się, ale przeczuwałam, że to normalne nie jest.
    Aż nie wiem co napisać.
    Jestem pełna podziwu dla Christiana, który zaczął go kopać, uderzać. Niby młody, a tak wielki jednocześnie!
    A Twój pomysł na pisanie tego bloga, z rozdziału na rozdział coraz bardziej mi się podoba i serio zazdroszczę, że potrafisz tak świetnie pisać!
    Przepraszam za tak nieskładny komentarz, ale jestem w takim szoku, iż nie wiem co sensownego napisać.
    Weny i buziaki ;***

    OdpowiedzUsuń
  7. Melduję się ♥
    Jejku... po raz kolejny jestem po prostu tak zaczarowana i jednocześnie oszołomiona, że nie wiem, co mam napisać. Genialny rozdział! Naprawdę, nadal nie mogę wyjść z podziwu.
    Sama nie wiem, co mam o tym wszystkim myśleć. Andreas coraz bardziej traci moją sympatię, zupełnie nie rozumiem jego zachowania. Jak on może robić coś takiego? Po prostu nie mogę w to uwierzyć, znowu. Oj, coraz gorzej się tam dzieje...
    No i jeszcze ta końcówka. Musiałabyś widzieć moją konsternację na twarzy, kiedy wpatrywałam się przez dłuższą chwilę w monitor. Choroba? Boże jedyny... Kochana, czy ty chcesz, żebym ja tutaj za zawał padła? :)
    Jestem strasznie ciekawa, co dalej dla nas przygotujesz ♥
    Buziaki :**

    OdpowiedzUsuń
  8. Jestem!
    Powiem ci szczerze, ze nie spodziewałam się ani trochę, ze tak to się potoczy! Andi traci panowanie nad sobą. Jest dosłownie nieobliczalny. Podnieść rękę na ojca :/ I o co chodzi z tą chorobą!? Kobieto ja prędzej czy później padnę tutaj na zawał!
    Poza tym zapomniałam rozdział jest mega! Nawet nie wiesz jak mnie ta cała historia zaciekawiła *-* nie mogę doczekać się kolejnego rozdziału
    Buziaki :* !

    OdpowiedzUsuń
  9. Hej!
    Pierwszy dzień choroby? Chyba choroby psychicznej. Ja już nie ogarniam co ten Andreas odstawia... Atakuje bliskich ludzi i jeszcze te rękoczyny.
    Zupełnie nie mam pojęcia co dla nas szykujesz. Co będzie z Andim, a z Julką?
    Cóż, czekam na następny!
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  10. Jestem spóźniona i musiałam nadrabiać trzy rozdziały,perfekt ;____; mam nadzieję że wybaczyć :*
    Andi...cholera jasna co on wyprawia?najpierw milutki,przeprasza a potem jest agresywny i podnosi rękę na własnego ojca...nie zasługuje taka osoba na szacunek,mimo to jest mi go szkoda...jakby stał na jakimś rozdrożu,jak ty to robisz?.
    Coraz bardziej szkoda mi Julii,mimo że nie darzyłam jej początkowo sympatią ;)
    Mały Chris...to że przeciwstawił się starszemu,silniejszemu bratu jeszcze bardziej mnie zasmuciło...dlaczego musiało się tak stać,że poczuł taką potrzebę?
    Rozdział kochana jak zawsze idealny,istna perełka a czytanie go to po prostu było niebo.
    Przepraszam za moje spóźnienie i krótki komentarz...choroba brak czasu robią swoje :(
    Z niecierpliwością czekam na nn<3
    Buziaki :****

    OdpowiedzUsuń
  11. Witaj kochana! :*
    Musiałam przeczytać wszystko od początku, bo moje zaległości są kuriozalne wręcz i wstyd się do nich przyznawać ;____;
    Po przeczytaniu całości jestem tak oniemiała, że chwilę zajmie mi przeanalizowanie całości..
    Zaczynając od początku, szczerze mówiąc, na początku nie przypasował mi sposób, w jaki piszesz to opowiadanie. Teraz myślę, że jest on bardzo ciekawy i nigdy się z takim nie zetknęłam. Przyzwyczaiłam się do niego i teraz już wszystko ogarniam :3
    Welli jako główny bohater? Już mnie masz! Kocham, kocham i jeszcze raz kocham! (brzmię jak typowa hotka ale kit z tym)
    Podoba mi się sposób w jaki przedstawiasz rodzinę Wellingerów. Wszyscy są ze sobą zżyci i wiedzą, że mogą na sobie polegać.
    Teraz pokrótce moje przemyślenia o głównych bohaterach:
    Andi. Ma ze sobą jakiś problem, to widać. Raz kochający i milutki, a za chwilę wyzywa i traktuje pięściami ojca i siostrę. Domyślam się, że to jakaś poważniejsza choroba psychiczna (podejrzewam już jaka, ale nie będę mówić xd). Chyba w tym opowiadaniu główny problem jest taki sam jak w mojej nowości...
    Julia, cóż na początku wydawała mi się, jak to ją Andi określił, "puszczalska", ale to tylko takie pierwsze wrażenie. Myślę, że taki lekko odważny wizerunek i sposób działania pokazywał, że ona potrzebuje bliskości drugiego człowieka, miłości, przyjaźni czy zrozumienia. Obraz Julii lekkoducha był tylko taką maską, żeby inni nie domyślili się czego dziewczyna naprawdę potrzebuje.
    Katherine, no cóż, ona ma okazje poznać tylko dobrą stronę Andreasa. Chyba że później i ją zacznie traktować z agresją fizyczną i psychiczną. Jednak to, co Wellinger robi żeby ją odzyskać, jest urocze i bardzo romantyczne. Jednak ciekawa jestem jak walczył by o nią bez pomocy Julki, czy również w taki romantyczny sposób, czy zupełnie inaczej.
    Rodzice Andreasa, hmmm.. widać, że oboje chcą wspierać swoje dzieci i że chcą dla nich jak najlepiej. Są dla nich oparciem w trudnych sytuacjach. Ciekawi mnie jak będą chcieli pomóc Andreasowi i jego wybuchom miłości/złości.
    Pozostałe rodzeństwo również jest na swój sposób wyjątkowe, jednak to mały Christian najbardziej zapadł mi w pamięć. Swoją dojrzałością i postrzeganiem świata.
    Troszkę się rozpisałam, mam nadzieję, że dotrwałaś do końca tego komentarza bez zasypiania z nudów xD
    Oczywiście czekam na kolejny rozdział, z jakże wielką niecierpliwością! :3
    Buziaki i weny xx

    OdpowiedzUsuń
  12. Jestem :)
    Wybacz, że tak długo to trwało... Nie chciałam, żeby tak to wyszło, obiecałam, że będę od razu, ale nie dałam rady :(
    Przepraszam...
    Jednak rozdział u Ciebie to bez wątpienia cudo :) eh... Takie genialne ;)
    Oj, Andreas... Narobił sobie... Ale moment... Choroba? O.o że co?! O co chodzi? Chyba nie pozostaje mi nic innego jak czekać na kolejny rozdział...
    Julia się nacierpiała... Hm... Ciekawi mnie co się wydarzy, jak się spotkają znowu...
    Rozdział u Ciebie to zawsze arcydzieło ;) więc tylko pozazdrościć ❤
    A Kat? Cóż tam Julia napisała? :)
    Czekam niecierpliwie na kolejny :)
    Buziaki ;*

    OdpowiedzUsuń
  13. Kochana, ja wiem, że może Cię już to nudzić ale rozdział, mimo tego, że było w nim tyle rękoczynów i po prostu złego... jest kochany. Julia jest na prawdę bardzo silną osobą o czym świadczy rozmowa po ucieczce z domu. Szczerze ją podziwiam...
    Cudoo ;*

    OdpowiedzUsuń