piątek, 27 listopada 2015

7. „Bo kto chciałby być bratem zwykłej puszczalskiej?”



                Ja naprawdę o tym nie wiedziałem. Nie miałem pojęcia, przysięgam…

Wiem.

Nadal masz mi za złe?

Ależ oczywiście, że tak.

Nie wiedziałem. Nie chciałem, żeby tak to wyglądało. Popełniłem błąd.

Kolejny?! Znowu?! A ile wcześniej było już tych błędów?! Ile razy, to zawsze ja byłam winna, mimo że nie musiałeś nikogo o nic winić?!

Julio, mówię ci po raz ostatni: nie wiedziałem, nie chciałem, nie miałem w zamiarze cię zranić.

Ale zraniłeś!

Ale przeprosiłem. Przeprosiłem wcześniej, przepraszam teraz. Żałuję. 

Wiesz co? Już to na mnie nie działa. Nie wierzę ci. Zwyczajnie. 

Bo to problem wiecznie leży w tobie. 

Że co, przepraszam?!

Tak. To ty non stop kładłaś się spać z ranami, wstając z nimi i ciągle nosząc je w sobie. Nie próbujesz  pozbyć się ich ze swojego życia, by tobie i innym żyło się lepiej. Bo po co, prawda? Po co żyć w innymi w zgodzie? Po co starać się wybaczać, no nie?!

Nie masz prawa prawić mi żadnych kazań czy uczyć jak żyć! To moje życie, moje rany, mój ból i moja sprawa! Gdybyś przeżył choć namiastkę tego, co ja, gdybyś był na moment w mojej sytuacji, gdybyś wiedział, co znaczy nie mieć zupełnie nic prócz żalu, bólu i pretensji do życia. Dobrze mi się żyło z tymi ranami. To właśnie ból, a właściwie sposób w który o sobie dawały znać, przypominał mi co dnia, jakich błędów nie popełniać drugi raz. Kiedy zamieniłbyś się ze mną miejscem chociaż na jeden dzień, zmieniłbyś diametralnie zdanie na temat wszystkiego, co mnie i ciebie otacza. Zrozumiałbyś, jak ciężko podnieść się z dna, kiedy leży się na nim zupełnie samemu. Tym bardziej pojąłbyś, jak trudno żyć po tym, gdy dokonało się niemal niemożliwego…

 ~~

            Funkcjonować. Czasem tak trudno osiągnąć ten stan, kiedy życie dosłownie sypie nam się w rękach. Nie potrzeba wiele do tego, aby ono zaczęło wymykać się spod naszej kontroli. Czasem należy przyznać, że nie potrafimy zlepić dwóch kawałków do kupy, gdy wydarzy się coś konkretnego. Gdy np. ktoś z naszej rodziny zachoruje albo umrze, kiedy rozstaniemy się z ukochanym. Są jednak dni, kiedy nie ma konkretnej przyczyny stanu, który wciągnął nas bez reszty. Bywają chwile, kiedy to my jesteśmy przyczyną własnego złego samopoczucia. Pewna blokada w nas uniemożliwia nam dążenie do tego, czego pragniemy, jednocześnie powodując wewnętrzne podtrucie duszy, umysłu…
Poznałem to samo na twojej skórze. Kilka dni z rzędu coś było z tobą nie tak. Wstąpił w ciebie całkiem inny duch. Nie chodziłaś na imprezy (co mi oczywiście nie przeszkadzało), mało się odzywałaś, nie uśmiechałaś się tak często, niewiele jadłaś (to znów pasowało tobie, gdyż zawsze uważałaś, że jesteś za gruba i powinnaś jeść mniej, a zaraz po tych żalach, które na nas wylałaś, zamawiałaś pizzę na pocieszenie), a i nawet nie kłóciłaś się z Oscarem, co już było prawdziwą anomalią. Wtedy wszystko straciło swe znaczenie dla ciebie. Dosłownie wszystko. Bałaś się, a przynajmniej tak mi się wydawało. Czego? Czasu. Czasu, który nie czeka na nikogo. Dotychczas marnowałaś jedynie swój czas, co sprawiło, że zaczęłaś bać się jutra. Potrzebowałaś kogoś, kto wziąłby cię za rękę i uczynił przemijające godziny, minuty, sekundy lepszymi.  Jednym słowem:  chciałaś miłości. Zmiany w swoim życiu. Trwałej więzi, która pomoże ci uporządkować wszystko… Ty jednakże wiedziałaś doskonale, że na to należy czekać. Należy mieć ogromne pokłady siły i energii. Należy żyć mądrze. Zdecydowanie mądrzej, niżeli żyłaś dotychczas…
Jednak ja nie zauważyłem tego, iż coś zjada cię od środka i niszczy wewnętrznie, atakując najpierw myśli, umysł i serce. Nie wiem, co we mnie wstąpiło. Nie mam pojęcia dlaczego ciągle starałem się szukać nowych problemów tam, gdzie ich nie było… Nie wiem, Julka. Do tego czasu nie wiem… Ja po prostu chyba taki już jestem… Kiedy ktoś chce mi okazać odrobinę serca, chce tylko i wyłącznie mojego dobra, troszczy się o mnie, ja nagle odwracam się do niego plecami. Szukam całe życie  problemów, kłopotów i niczego więcej. Przez to straciłem możliwość trzeźwego myślenia. Nie widziałem zbyt wiele. Nie umiałem albo nie chciałem tego zauważyć. Nie miałem świadomości, co tak naprawdę cię gryzie. Wtedy twoja nieobecność duchem pośród nas martwiła każdego. Przede wszystkim- mamę. Tą, którą chciałem chronić. Dlaczego? Może kwalifikowało się pod obsesję, aczkolwiek miałem dziwne przeświadczenie, że ja sam z siebie dostarczyłem matce już zbyt wiele kłopotów. Postawiłem sobie zatem cel- ustawiać wszystkich do pionu, by zmartwienia nie dosięgały naszej matki. By była chroniona. By została zamknięta w bańce mydlanej, która pozwoli odseparować od niej stres, który w jej przypadku mógł mieć swoje skutki…
-Julka, możemy pogadać na osobności?- zagadnąłem pewnego dnia, kiedy cała nasza rodzina zgromadzona była w salonie, podczas wspólnego mini maratonu filmowego. Lubiłem te chwile.

Też je lubiłam. Zawsze było tak ciepło. Każdy niby był inny, miał inne troski, marzenia i plany, a mimo to tworzyliśmy spójność. Nic do siebie nie mówiliśmy, nie było niepotrzebnych słodkich słów, każdy wsiąknięty był w to, co działo się w filmie, lecz mimo to, atmosferą, która pomiędzy nami panowała, można było się upajać.

-Jasne…- odparłaś bezbarwnie, nieśpiesznie podnosząc się z kanapy. 

~~

            Niesamowite to uczucie, gdy niespodziewanie pewnego dnia pojawia się w naszym życiu osoba, która zupełnie niczego nie wymaga, która chce dać więcej z siebie niżeli posiada, która chce za wszelką cenę nasz uszczęśliwić, która nie chce nas zmienić za żadne skarby świata, pomimo naszych różnych niedoskonałości. Bez warunków. Bez zasad. Bez pytań. Dlaczego? Bo kocha.

Ale kochać też trzeba umieć. Kiedy posiądzie się już to niezwykłe uczucie, należy o nie zadbać, pielęgnować co dnia, pilnować, aby nigdy nie straciło na swej sile. Zapomniałeś o tym. Przechodziłeś obok, podczas kiedy miłość twoja i Kat zaczęła pękać, aż w końcu jedno z serc nie wytrzymało i… bach! Nie ma niczego. Nie ma miłości. Nie ma związku. Nie ma was…

Oho, uważaj z tym „nie ma miłości”. Miłość jest, ponieważ nie tak łatwo zapomina się o tak potężnym uczuciu. Nie można się z niej tak po prostu wyleczyć z dnia na dzień. To długotrwały i bolesny proces, o ile kiedykolwiek możliwy do całkowitego wypełnienia. Można czasem na krótki moment zapomnieć o miłości, lecz prędzej czy później to do nas przychodzi. Dochodzi do nas jaką szansę zaprzepaściliśmy. Co straciliśmy. Jaki ból zadaliśmy drugiej ze stron. Zaczynamy wreszcie rozumieć, co tak naprawdę oznacza miłość, ponieważ czy możemy kochać kogoś innego, jednocześnie mając w sercu kogoś innego? 

Powiedziałabym, że z tym jest różnie.

Niektórzy potrafią, aczkolwiek, gdy nie wyzbędą się oni najpierw ze swojego serca jednej miłości, z czasem coraz trudniej będzie im powiązać koniec z końcem. 

Lubię te nasze dyskusje. Są tak cholernie inteligentne, że aż nas nie poznaję…

Mówią prawdę o życiu. Moim. Twoim. Każdego, kto nas słucha.

Czyli wyciągnijmy jeszcze wniosek z powyższego.

Jeśli napotkamy szansę na miłość, nie rezygnujmy z niej. Dbajmy, pielęgnujmy, nie pozwólmy, by wyrosły na niej duszące chwasty, ponieważ z biegiem czasu, gdy usiądziemy sam na sam z własnymi myślami, będzie bolało. Cholernie bolało…

Dodaj do tego coś jeszcze. Coś najważniejszego.

Walczmy. Nawet gdy ból osiąga swe apogeum, walczmy, ponieważ bywają momenty, że nawet oddychanie jest torturą nie do zniesienia.

Walczmy…

            Nie sądziłem, że kiedykolwiek będę zdolny do takich banałów.

Ja też, ale banały zawsze najskuteczniej działają. Zwłaszcza, jeśli chodzi o romantyzm.

W zasadzie to masz całkowitą rację. 

Zawsze mam rację, pamiętaj o tym…

Nie mam pojęcia, co mogło się dziać w głowie Katheriny za każdym razem, gdy wracała z pracy. Musiała się czuć co najmniej dziwnie, mając świadomość, że ni stąd, ni zowąd mogę wyskoczyć jak Filip z Konopi i zaskoczyć ją Bóg wie czym. Nie tym razem. Tym razem postawiłem na coś znacznie bardziej banalnego i coś, co nie narazi dziewczyny na spotkanie ze mną oko w oko, mimo że ja tego tak bardzo pragnąłem. Tym razem postawiłem na zwykłego pluszaka. Tak. Pluszak. Znów miałem mieszane uczucia, co do tego…

Wspomnij, jaki dokładniej był ten pluszak.

Ach, tak. Kazałaś mi go spryskać swoimi perfumami. I szczerze mówiąc, pierwsze, co wtedy pomyślałem to: „wariatka”. Bo co to niby za różnica? Przecież i tak nikt by nie zauważył. 

Ale jednak się myliłeś.

Niestety… Kiedy tylko Kat zauważyła średniej wielkości pluszaka pod swoimi drzwiami, ujęła go delikatnie w swe drobne dłonie, jak gdyby była to delikatna lalka z porcelany, po czym wtuliła go delikatnie do siebie. Najwidoczniej wtedy musiała poczuć woń moich perfum, ponieważ uśmiechnęła się jeszcze szerzej, a na jej policzki wkradł się czerwony rumieniec. Jeszcze raz zaciągnęła się zapachem, po czym przekroczyła próg mieszkania.

Może zaserwujesz nam kolejny cenny wniosek?

Zgodna okazała się teza, że kobiety lubią być zdobywane.

~~

            -Co się z tobą dzieje?- spytałem szybko, gdy tylko oboje przekroczyliśmy próg kuchni, gdzie bez pośpiechu, flegmatycznymi ruchami zajęłaś swe miejsce przy ogromnym stole. Podciągnęłaś kolana pod brodę, mierząc moją sylwetkę czujnym wzrokiem, w którym tkwiła bezsilność.
-Nic się nie dzieje- odpowiedziałaś cicho, spuszczając wzrok na dół. Czemu tak bardzo denerwował mnie twój stan bezruchu?
-Zadałem ci pytanie, więc, do cholery, oczekuję pieprzonej odpowiedzi!- uniosłem po raz pierwszy głos, podczas naszej ledwo zaczętej konwersacji. Nie wiedziałem, że tak będzie. Że do tego stopnia będę z sekundy na sekundę tracił nad sobą kontrolę.
-A kim ty jesteś?!- zapiałaś ochryple, prostując się nagle na drewnianym krześle. Teraz twój wzrok stał się z oziębłego w rozgrzany do granic możliwości.- Nie masz prawa na mnie krzyczeć. Jestem beznadziejnym człowiekiem, beznadziejną siostrą i kim tam jeszcze chcesz, ale to nie powód, abyś rozładowywał się na mnie- dokończyłaś nieco spokojniej.
-Jestem twoim bratem i to ci powinno wystarczyć- warknąłem, uderzając pięścią w stół.- Co mi obiecałaś, do cholery?! No co?!- krzyczałem, mając gdzieś spokój i opanowanie, którym powinienem się wykazać. Nie umiałem za sobą zapanować, co chyba stało się główną przyczyną mojej zguby.
-Kogo ty zgrywasz, co?!- zerwałaś się na równe nogi, zrównując się ze mną spojrzeniem.- Cały czas wciskasz wszystkim badziewie, że to w trosce o mamę. Że to na jej zdrowiu ci zależy, że jej chcesz pomóc, ale po co?!- krzyczałaś jak opętana rzeczy, których nigdy nie powinnaś wypuścić ze swojego gardła.- Każdy z nas wie, co ma robić, aby być jak najlepszym dzieckiem! Każde z nas kocha mamę tak samo, jak ty! Nie jesteś żadnym wyjątkiem, mimo że jesteś gwiazdką Wellingerem, który podbija świat sportu!
-Ale co się tutaj dzieje?!- cała nasza rodzina zgromadziła się nagle w kuchni, mierząc naszą dwójkę zdezorientowanymi spojrzeniami. Najbardziej zgorzkniałym wzrokiem obrzucała nas ta, która zareagowała jako pierwsza. Ta, którą w swoich zamiarach chciałem chronić. Mama.

I dziwisz się? Myślałeś, że mieszkamy z bandą głuchych, gdy zaczynałeś kłótnię?

-Nic się nie dzieje- burknęłaś pod nosem, popychając mnie niemocno, bym odsunął się z drogi.- Co ty robisz? Odsuń się, bo chcę przejść!- psiknęłaś, kolejny raz uderzając o mój tors.
-Bo co?- bąknąłem, patrząc na ciebie z ogniem w oczach. Niby potem wiedziałem, że to ja jestem wszystkiemu winien. Ale to było potem. Wtedy, kiedy analizowałem to, co się stało jeszcze raz…
-Bo chcę przejść i jak najszybciej się od ciebie uwolnić!- wrzasnęłaś na całe gardło, próbując niezdarnie przedostać się przez przeszkodę, którą byłem właśnie ja.- Czego ty w ogóle ode mnie chcesz, co?! O co ci ciągle chodzi?!
-Przestańcie!- krzyknęła rodzicielka, która na twarzy stała się niemal purpurowa.- Nie wstyd wam?!- cóż… też wstydziłbym się za swoje dzieci, które wychowałem w taki sposób.
-Bo jesteś problemem, Julka!- zagrzmiałem, ignorując całkowicie pokrzykiwania matki.- Czy ty tego nie widzisz?!
-Andreas!!!- teraz krzyk w głosie mojej rodzicielki stał się niemal błaganiem o zaprzestanie ataku na siostrę. Wcześniej chciałem chronić ją, chciałem nie sprawiać żadnych kłopotów…- Uspokój się już! Rozejdźcie się! Natychmiast, słyszycie?!
-No i dobrze!- uderzyłaś znów o moją klatę.- To nie twój zakichany interes!- albo mi się przywidziało, albo w twoich oczach błysnęły wówczas łzy.- Nie podoba ci się bycie moim bratem?! Nie musisz nim być!
-Bo kto chciałby być bratem zwykłej puszczalskiej?- zadrwiłem, śmiejąc się złośliwie, nie zdając sobie sprawy, jak bardzo musiało to w ciebie uderzyć..
-Nie waż się tak mnie nazywać!- uderzyłaś mnie mocno w policzek z taką siłą, że odchyliłem głowę. Nie spodziewałem się. Nie sądziłem, że posuniesz się do takich kroków. A jednak. Jak to wszystko umie nas zaskoczyć, prawda?
-Będę!- ryknąłem na całe gardło, po czym i moja pięść uderzyła cię w twarz. Opadłaś na stół, podpierając się bezsilnie łokciami. Sam nie wiem, jak do tego doszło… Nie wiem, naprawdę. Mógłbym przysięgnąć, że nie byłbym do czegoś takiego zdolny. Nigdy.
-Odsuń się od niej, psycholu!- tym razem pomiędzy naszą dwójkę wdarł się Christian, który w ułamku sekundy znalazł się przy twoim boku, pomagając ci podnieść się z blatu stołu, na który bezwładnie opadłaś. Z nosa sączyła ci się krew, którą ubrudzone były twoje dłonie. Ja… zamarłem.
-Oscar, pomóż Christianowi wyprowadzić stąd Julkę- zarządził ojciec, który dotychczas okazał się być milczący.- Angela, my przytrzymajmy Andreasa- dodał, patrząc na mnie pogardliwym wzrokiem. Słysząc słowa ojca, odskoczyłem o krok do tyłu, patrząc uważnie na swoje dłonie. Szok to za mało, aby opisać to, co czułem…
-Dam sobie radę sama- wyrwałaś się nagle z ramion Oscara, podchodząc do mnie na odległość mniej więcej pół metra.- Nienawidzę cię- wysyczałaś, po czym biegiem udałaś się do swojego pokoju.
-Julka!- krzyknąłem za tobą, wyrywając się szybko do przodu, gdy na drodze stanęła mi rosła sylwetka mojego ojca.
-Daj już sobie spokój. Wystarczająco narozrabiałeś…- rozejrzałem się wokół siebie. Oscar patrzył na mnie jak na intruza, przyglądając mi się dokładnie z drugiego końca pomieszczenia. Chris próbował zamrozić mnie swoim własnym wzrokiem. Matka przyglądała mi się ze smutkiem i z rozczarowaniem w oczach. Ojciec natomiast pełen był pogardy. Victoria, która jako jedyna nie raczyła interweniować, przyglądała mi się, jakby próbowała rozwiązać zagadkę, od której zależy całe jej życie. Nie mogłem tego znieść. Dusiło mnie to powietrze…
-Zostaw mnie- wyrwałem się, wymijając umiejętnie ojca, po czym biegiem podążyłem twoimi śladami.

„Jedyny sposób, aby wygrać w kłótni,
to uniknąć jej…”

………………………………………

Przesłodzone wątki z Andreasem i Kat trwają, ale cóż… Uwierzcie, tak ma być! A poza tym, całkiem przyjemnie pisze się takie sceny, hehe :D
Także mamy kilka rozkminek o miłości, mamy cukierkowy wątek, mamy nawet rękoczyny. To niestety na dzisiaj tyle. 
Co dalej zrobi Julka? :) Albo inaczej... Co wg Was powinna zrobić? Każda opinia byłaby dla mnie naprawdę bezcenna, bo sama mam rozterkę cóż tutaj z nią począć dalej. :) 
Czekam na Wasze bezcenne słowa, kocham Was, moje najdroższe i zapraszam za tydzień na rozdział ósmy!



11 komentarzy:

  1. Jestem szoku, nie spodziewałabym się takiego zwrotu..
    Przyznam się szczerzę, że ja naprawdę nie potrafię rozgryźć tej dwójki. Są tak tajemniczymi osobami.. :))
    Za to masz u mnie plusa :) bo wiem, że będzie to bum.. I w końcu odkryję Julkę i Andiego :))
    Czekam na kolejny
    Buziaki :****

    OdpowiedzUsuń
  2. Jestem!
    Andi... serio? Serio? Jakby mój brat mi coś takiego zrobił to... nie wybaczyłabym mu tego, w każdym razie nie szybko. Nie ufałabym mu. Jasne, Andreas nie wie dlaczego to zrobił, ale, do cholery, zrobił to. Nie zmieni już tego.
    Jeśli chodzi o Kat i Andreasa to... awww ♥ Słodziutko :)
    Ja nadal trzymam stronę Julki. Zobaczymy czy to się zmieni.
    Napisałaś mi dziś, że lubisz moją historię. Proszę Cię, ja uwielbiam Twoją! ♥
    Czekam z niecierpliwością na ósemkę.
    Buziaki :*

    OdpowiedzUsuń
  3. Jestem!!!
    Jestem w szoku zachowaniem Andiego! Gdyby mój brat tak się zachował chyba nigdy bym mu tego nie wybaczyła :| naprawdę ostra wymiana zdań, i ewidentnie mnie tym zaskoczyłaś. Nie spodziewałam się czegoś takiego nawet w najskrytszych wyobrażeniach. I z drugiej strony patrząc na Andreasa i Kat to naprawdę słodko. Super to wymyśliłaś *-*
    Tak szczerze to powiem, że ten rozdział to polecę, aż mojej przyjaciółce :D naprawdę rewelka!
    Czekam na więcej oczywiście!
    Buziaki :*** !

    OdpowiedzUsuń
  4. Melduję się :)
    Rozdział cudowny, jak zwykle zresztą. Tyle raz cię już chwaliłam, że chyba znasz moje stanowisko w tej sprawie :)
    Hmm... kurczę, ale narobiłaś mi teraz bałaganu w głowie. Ja już sobie wszystko praktycznie poukładałam, a tu... zaskoczenie! I to ogromne. Pokazałaś tym swoją klasę, bo naprawdę, co jak co, ale zwroty akcji wychodzą ci niesamowicie :D Nigdy nie spodziewałabym się takiego zachowania po Andreasie, nigdy w życiu. Jak on mógł zrobić coś takiego? Nie rozumiem go, zupełnie.
    Andreas i Kat, czyli słodycz do potęgi. Ja tam nie mam nic przeciwko temu :) Chociaż nadal jestem po stronie Julki. Jakoś jej postać bardziej do mnie przemawia :)
    Czekam na kolejne cudeńka!
    Buziaki :**

    OdpowiedzUsuń
  5. Kochaniutka, bardzo, bardzo, bardzo przepraszam za tak haniebne opóźnienie. Już od piątku zbierałam się do przeczytania, ale obowiązki skutecznie mi to uniemożliwiały. :/ Wyszło na to, że najlepsze zostawiłam sobie na koniec. ❤
    Jestem w szoku...
    Jestem w wielkim szoku...
    Jestem oburzona... na Andreasa... na Julię...
    Sama nie wiem na kogo jestem bardziej zła. :(
    Ale może od początku.
    Te wstępy... zawsze są takie... refleksyjne. I bardzo, bardzo je lubię. Wręcz kocham! ❤
    Ten moment, kiedy Kat wróciła do domu... Kiedy chwyciła w dłonie tego pluszka... Kiedy poczuła zapach jego perfun... To było takie romantyczne... Sama chciałabym spotkać taką miłą niespodziankę pod moimi drzwiami. ❤ Ale kto wie... :)
    Jednakże to, co działo się potem przerosło moje najśmielsze oczekiwania.
    OK. Andreas i Julka nie po raz pierwszy się kłócili. Nie po raz pierwszy doszło do tak ostrej wymiany zdań... Jednakże w jednej kwestii Julka miała rację. To była ich Matka. Nie tylko Andreasa. Tak samo jego, jak i jej i wszystkich pozostałych dzieci. Zastanawia mnie tylko, dlaczego wcześniej Julka nie potrafiła na to spojrzeć w ten sposób i dostrzec, tego jak wielokrotnie ją raniła...
    Jednakże emocje jakie wzburzyły tą dwójką... Żadne z nich nie ma prawa bić drugiego. Faktycznie, Andi powiedział o kilka słów za dużo, a za to, co powiedział należała mu się kara, bo jak inaczej? Ale ta chwila uniesienia... Boże, dlaczego on ją uderzył? Dlaczego? Nie rozumiem tego. OK. Jula też go uderzyła, więc on nie pozostał jej dłużny, jednakże wiadomo... mężczyźni są silniejsi i nie zawsze adekwatnie wymierzą siłę...
    Jestem wstrząśnięta i zdruzgotana. Jestem ciekawa czy Julia mu wybaczy. Bo widzę, że bardzo tego żałuje... :(
    Z NIECIERPLIWOŚCIĄ I UTĘSKNIENIEM WYCZEKUJĘ KOLEJNEGO! ❤
    Kocham! ❤❤❤

    OdpowiedzUsuń
  6. Dlaczego ja zawsze muszę mieć jakieś opóźnienia? Bardzo, bardzo Cię przepraszam.
    Co do rozdziału....
    "Lubię te nasze dyskusje. Są tak cholernie inteligentne, że aż nas nie poznaję…"
    Cóż, spodobało mi się to stwierdzenie i muszę przyznać, że ja też lubię te ich dyskusje ;-)
    Na koniec jednak się zdenerwowałam. Andreas uderzył swoją siostrę! Ale jak to? Kurcze, sama nie wiem co o tym myśleć. Bardzo chciałabym wiedzieć, jak dziewczyna na to zareaguje. Czy znienawidzi brata, poczuje się do głębi zraniona? Może zauważy, że Andreas działał pod wpływem emocji i tak naprawdę nie zrobił tego, bo tego chciał.
    Ciekawe, co się okaże w kolejnym rozdziale.
    Czekam na następny!
    Pozdrawiam :-)

    OdpowiedzUsuń
  7. Dotarłam, udało mi się.
    Przepraszam,przepraszam,przepraszam za moje niedorzeczne spóźnienie.
    Raz obiecałam,że będę na bieżąco,ale co? Dosłownie "dupa" życie mi na to nie pozwoliło, szkoła, obowiązki itd.
    Kolejną perełkę nam tutaj ukazujesz co jest niezwykłe.
    To niesamowite,że potrafią tak ze sobą rozmawiać, przyjmować wypomniane błędy, swoje problemy.
    Robią to co, czego większość ludzi nie potrafi.
    Pozdrawiam :*

    OdpowiedzUsuń
  8. Jestem :)
    Eh... Wybacz mi bardzo to moje duże spóźnienie :( jednak na głowie tyle... Ze ledwo co daje rade :(
    No, ale do rozdziału... ❤
    Wspaniały... Genialny... Ja tak mogę powtarzać w kółko, ale Ty o tym doskonale wiesz ;)
    Sceny z Kat i Andreasem... Eh... Tylko się rozmarzyć ❤ nie dziwie się, że dobrze Ci się je pisze :)
    Ale... Nie wiem... Nie wiem, czy jestem bardziej zła na Julię, czy Andiego... Cóż... Ta kłótnia... Żal mi Julii, tego jak Andreas ją uderzył...
    W sumie... Jestem ciekawa jak to wszystko się dalej potoczy.
    Czekam na kolejną perełkę Twojego autorstwa :*
    Buziaki :*

    OdpowiedzUsuń
  9. Andreas przesadził i to bardzo. Na miejscu Julki tak bym mu nagadala, że do końca życia byłoby mu wstyd! Nawet jeśli jest puszczalska, to nie powinien tak mówić. W końcu jest jego siostra.. Czekam na nowość!

    OdpowiedzUsuń
  10. Oni się bez przerwy coś dochodzą, bez przerwy się kłócą, a ja nie wiem do końca, o co im w ogóle chodzi. To wygląda jakby byli na siebie po prostu uczuleni i każdy, nawet najmniejszy, zgrzyt był dla nich doskonalą okazją do kłótni. Wiele złości w nich siedzi, to smutne. Nie wiem jak ustosunkować się do tytułu... Bo jeśli ona rzeczywiście jest puszczalska, to nie powinna uderzyć brata w twarz. I wtedy nie mam do niego żalu, że tak ją nazwal. Zasłużyła to ma ;D Ale jeśli tak wcale nie jest, no to Andreas przegiął i to dobrze. A potem to uderzenie... Zaskoczyl mnie, bardzo. I to negatywnie, niestety.Czekam na ciąg dalszy ;) ;*

    Ruda [sila-jest-we-mnie]

    OdpowiedzUsuń
  11. Cudo! <3 Nie mogłam się powstrzymać, żeby nie nabazgrać tu kilku słów... Andreas przegiął i to konkretnie. Już wcześniej byłam na niego zła, że nie zareagował jak tamten typ uderzył Julkę a teraz? Jak mógł coś takiego zrobić? Fantastyczny braciszek...
    Oczywiście to nie zmienia faktu, że rozdział baaardzo mi się podoba jak każdy! ;*

    OdpowiedzUsuń