piątek, 20 listopada 2015

6. „To cię napędza. To przekazuje co dnia potrzebne dawki motywacji, aby nie złamać się w połowie walki.”





Wielokrotnie naprawdę chciałam, aby ktoś wcielił się we mnie. Chciałabym, aby w końcu zobaczył to, co widzę ja. Poczuł to samo, co ja. Żeby poczuł jakie to beznadziejne uczucie, kiedy na siłę próbuje udawać się szczęście, radość i beztroskę. Chciałabym, lecz równocześnie nikomu tego nie życzę. Nawet najgorszemu wrogowi nie życzyłabym borykania się z takimi problemami, jakie mam ja. Bałagan i mętlik w mojej głowie nie sposób ogarnąć. Już chyba na zawsze tak zostanie. Nigdy nie będę w pełni sobą… Nigdy nie będę szczęśliwa sama ze sobą…

Masz to wszystko na własne życzenie. Gdybyś komukolwiek powiedziała o swoich udrękach, wszystko wyglądałoby zgoła inaczej. Nie męczyłabyś się w taki sposób…

Nie lubię mówić o swoich uczuciach. 

I tu błąd. Gdybyś polubiła, nie marudziłabyś ani teraz, ani w przeszłości…

Ale po co się wyżalać? Po to, żeby usłyszeć tylko „aha” albo „dasz sobie radę”, albo „będzie dobrze”. To mija się z celem. Już lepiej wszystko dusić w sobie. Takie jest już nasze pokolenie i takie również będą przyszłe. Od zawsze na zawsze pozostanie nasączone bólem, łzami, alkoholem i papierosami. Przyjacielem stanie się pęknięte serce bądź pokaleczona dusza. Ani uśmiech, ani ciało nie musi już być prawdziwe. Dwulicowość, fałsz na twarzach niektórych stanie się codziennością i nikogo to już nawet nie ruszy. Smutna prawda, czyż nie? Dla historii już na zawsze pozostaniemy brudni na duszy i sumieniu, bez serca, obojętni na wszystko, puści, a także samotni…

Skąd ten pesymizm?

To nie pesymizm. To prawda

~~

-Co ty tam robisz?- usłyszałaś cienki chłopięcy głos, który ostatecznie wyłowił cię ze studni swojej beznadziejności i poczucia samotności. Ot, paradoks życia… Ciągle znajdowałaś się w centrum uwagi, a byłaś samotna.

Życie składa się z samych paradoksów. A samotność wcale nie jest taka zła…

Tak próbujesz to sobie wytłumaczyć. Samotność jest najgorszym, co spotkać może człowieka za życia.

A np. niespełniona miłość?
Niespełniona, nieszczęśliwa miłość nie jest w zasadzie taka zła. Ważne jest to, że kochaliśmy kiedyś. Nieważne, jaki finisz miała ta miłość. Kochaliśmy. To ludziom, którzy żyli bez miłości należy współczuć. Nie na odwrót. Myślenie w sposób: „nigdy się nie zakocham. Będę mądrzejszy, nie będę cierpiał!” jest zgubne.

Zatem możesz już mi zacząć współczuć…

Czemu?

Ty wiesz czemu…

-Christian?- wyjrzałaś przez drewnianą barierkę, dając znak ręką bratu, by podążył i twoimi śladami.-Chodź tutaj do mnie- uśmiechnęłaś się ciepło w stronę brązowookiego chłopca, który w mgnieniu oka znalazł się tuż obok ciebie.
-Czemu siedzisz tutaj tak sama?- zapytał, rozglądając się uważnie wokół siebie.- Chyba wieki nikt nie był w tym domku na drzewie…- dopowiedział, kierując tym razem swój wzrok na twoją sylwetkę. Oczekiwał konkretnej odpowiedzi. Nie owijania w bawełnę. Wiedziałby to każdy, kto zna chociaż trochę osobę, którą był Christian.
-Potrzebuję pobyć chwilę sama…- wyjaśniłaś łamliwym głosem, w którym słychać było wszystkie emocje, które ci towarzyszyły. A było tego trochę… Ten czas był jednym z najgorszych w twoim życiu. Właśnie wtedy miałaś wątpliwości czy zasłużyłaś sobie na to wszystko, co dostałaś od losu. Bo może to tylko pomyłka? Może ktoś się pomylił, rozdając karty? Przecież ty nie mogłaś być człowiekiem. Nie po tym, jak się zachowałaś. Jak obchodziłaś się z innymi…
-Musisz przetrawić własne myśli?- spojrzał na ciebie swymi dużymi, okrągłymi oczyma, z których na tę chwilę zniknął cały chłód, którym na co dzień Chris obarczał wszystko i wszystkich. Taki typ człowieka.
-Tak, tak… Dokładnie…- powiedziałaś walcząc z uporem ze szlochem, który uwolnił się wraz ze słowami brata. I kto by pomyślał? 140 cm wzrostu, 10 lat, a rozumie i wie o życiu więcej niż ty. Jeszcze raz zapytam: kto by pomyślał?
-Jula…- powiedział, a ty mogłabyś się nawet założyć, iż zobaczyłaś na jego twarzy cień uśmiechu. Christian się nie uśmiecha. Nie w taki sposób...-Nie mogło się stać nic takiego, co by było tak trudne, że wręcz nie do rozwiązania- mówił z pewnością.
-Sęk w tym, że nic się konkretnego nie stało…- wymamrotałaś, zakładając kolana za brodę.- Ja po prostu nie wiem, jak dalej żyć. Nie wiem, co dalej ze sobą robić. Niby jest mi dobrze tak, jak jest, ale dłużej tak być nie może…- nawet nie zauważyłaś, kiedy usta same ci się rozsznurowały.- Jestem lekkoduchem, faceci na mnie lecą…
-Na dodatek jesteś taka skromna…- wtrącił Christian, wcześniej znacząco odchrząkając. Wyglądało to niemal komicznie. Niemal jak scena z jakiegoś filmu czy coś. On jednak od zawsze miał takie umiejętności. Zawsze mówił, że jego śmiech nie dotyczy. Że komedie go nie bawią. Że żadnego typu zabawy nie są dla niego. Szczerze, patrząc na niego wielokrotnie zastanawiałem się, jak to jest. Jak to się stało, że u nas role wyglądały całkowicie odwrotnie. Starsza siostra wcieliła się w rolę młodszego, beztroskiego, imprezującego brata i na odwrót…
-Dobra, załapałam aluzję…- przewróciłaś oczyma, postanawiając dalej kontynuować swój monolog.- I spójrz na moje życie… Wszyscy układają je sobie, a ja? Ja zatrzymałam się na etapie imprez i facetów…
-Pamiętasz, co powiedziałaś mi, kiedy czułem się odrzucony przez rówieśników?- nawet słownictwo… Albo nie! Przede wszystkim słownictwo i sposób wyrażania się, świadczył o wyjątkowości tego chłopca albo… mogło niepokoić.
-Nie…- zrobiłaś skwaszoną minę, próbując przypomnieć sobie swoje własne słowa.- To o tym, że powinieneś przestać konstruować bombę atomową w naszym garażu?- na twoim czole pojawiła się zmarszczka zamyślenia.
-Nie- uciął krótko, najeżając się na chwilę.- Mówiłaś mi, że powinienem być po prostu sobą, nie reagując na to, co powiedzą inni. Tak samo ty musisz żyć po swojemu i nie zawracać sobie głowy tym, co robią inni. Oni niech sobie żyją jak tylko chcą, ty nie musisz.
-Miazga…- wyrwało ci się przypadkowo z ust, będąc ciągle w niemym szoku. Rozmawiałaś z nim wiele, wiele razy. Nigdy nie było tak… tak…

Mądrze i wyniośle?

Tak. Właśnie tych słów szukałem.

-Wyrażaj się- wymamrotał.- Nie zastanawiaj się nad niczym. Rób swoje. Jeśli chcesz czegoś szukać, to szukaj. Jeśli nie, to nie. Nie rób niczego wbrew sobie, bo to jest zdecydowanie najgorszym wyjściem, jakim możesz wymknąć się z tej sytuacji- zakończył pewnie swój monolog. To nie brzmi racjonalnie, co? Dziesięciolatek z doświadczeniem życiowym? To oksymoron. Cholernie mu zazdrościłem, bo mimo że byłem starszy, przeżyłam więcej, to on znał życie bardziej ode mnie…
-Dobrze- przytaknęłam głową, przyglądając się z czułością w chłopca.- Dziękuję ci, Christian.
-No, dalej- westchnął głośno, wypuszczając ze świstem powietrze ze swych płuc.- Zrób to, jak ma ci ulżyć. Dla ciebie jestem skłonny się poświęcić…- przewrócił oczyma, mówiąc do tego stopnia niewyraźnie, jakby miał nadzieję, iż nie zrozumiesz słów, które wypowiada.
-Dziękuję- zaśmiałaś się promiennie, po czym przytuliłaś mocno do siebie swego młodszego brata.

Właśnie tego tak bardzo nienawidził. Czułości. Nikt nigdy nie miał prawa mu jej okazywać. Z wyjątkiem jednej osoby. Mama. Tylko ona miała klucz do jego wnętrza i tylko jej miłości Chris pragnął najbardziej reszta go nie interesowała. Była obojętna. Rozmywała się w tłumie…

-Dziękuję za wszystko…- wyszeptałaś do jego włosów, czując zwyczajne ludzkie wzruszenie. 

Wtedy wszystko się zaczęło. Wtedy wszystko do mnie dotarło. Zrozumiałam czego chcę. Zrozumiałam po części jaki jest sens tego żywota. Zrozumiałam siebie…

~~

            Wbrew wszystkiemu, nie mogę zaprzeczyć, iż Katherine jest typową dziewczyną. Jest. Jest zwykła, pospolita, ale… jest moja. Jest najważniejszą osobą w moim życiu. Jest najcenniejszym skarbem, jaki tylko mógłbym sobie wyobrazić. Jej niebieskie tęczówki były bezdennym jeziorem, w którym pragnąłem topić się każdego dnia. Jej blada skóra była jedynym materiałem, który gładzić mógłbym dzień i noc. Jej włosy, koloru blond, mogły przesłaniać mi widok na wszystko. Delikatny zapach, który ją charakteryzował, był najsłodszą i najbardziej kuszącą wonią. Każdy ruch, który wykonała, był hipnotyzujący do szpiku kości. Niósł mnie po bezdrożach, łąkach, lasach, górach, wodach, swym czarem…

Skoro była taka cudowna, to czemu zacząłeś ją z czasem ignorować?

Aaa, zapomniałem, że nadal tu jesteś.

To nie jest odpowiedź na moje pytanie.

Czemu zacząłem być obojętny? Nie wiem, nie mam pojęcia… To działo się samo. Myślałem, że Kat nie jest w stanie mnie już niczym zaskoczyć. Że zawsze będzie tak, jak jest…

Myliłeś się… Z kobietami nigdy nie można być niczego pewnym.

Wszystko, co mi pozostało na tę chwilę to nadzieja oraz wspólnie spędzone chwile, które mimo że minęły już dawno, trwały niezwykle krótko, a i może niewiele znaczyły dla drugiej strony, w mojej pamięci będą żyć wiecznie.

I właśnie to daje ci siłę. To cię napędza. To przekazuje co dnia potrzebne dawki motywacji, aby nie złamać się w połowie walki.

            Stałem właśnie przed drzwiami jej przestronnego mieszkania, z którym wiąże się tyle wspomnień. Oparłem się na chwilę o mahoniowe drzwi, będąc pewnym, iż nikt mnie tutaj nie zauważy. Kat była bowiem nadal w pracy, sąsiedzi podobnie. Mogłem tutaj nawet płakać, jeśli tylko wspomnienia napierałyby zbyt mocno na moje wnętrze. Spojrzałem jeszcze raz na to, co trzymałem w rękach. Uśmiechnąłem się pod nosem, przypominając sobie naszą eskapadę. Mimo cichych dni, kłótni, awantur, potrafiliśmy znaleźć swój wspólny język w ciszy. Może to ten klucz? Może na tym polega cały nasz sekret, że potrafimy się odzywać i żyć ze sobą bez napięć jedynie podczas milczenia?

Nie sądzę. My nie umiemy żyć w zgodzie. Za bardzo się różnimy.

Spojrzałem kolejny raz na podarunek dla Kat. Rękawiczki. Czerwone. Jej ulubiony kolor. I nadchodzi kolejna nieproszona myśl, tym bardziej znacznie mniej przyjemna. Ty. Tamten nieznajomy mężczyzna. Ja- oniemiały rozwojem sytuacji. Ekspedientka jednego ze sklepów, która okazała się być bardziej odważa ode mnie. Fala wstydu i zmieszania ogarnęła mnie kolejny raz. Nie ma niczego bardziej podłego od tego uczucia, uwierzcie mi… 

I dobrze. Powinno cię to dręczyć aż do samej śmierci.

Otrząsnąłem się na chwilę, kładąc prezent dla ukochanej pod jej drzwiami. Obok rękawiczek- karteczka z napisem: „Urodziłem się po to, żeby Cię kochać. Moje życie leży w Twoich dłoniach, więc chroń je przed pierwszymi, listopadowymi mrozami. A.”.

Przyznaj, że całkiem nieźle to obmyśliłam. Wyszło romantycznie, ale i nienachlanie z twojej strony. O, tak. Jestem geniuszem czystej postaci.

Wykrzywiłem usta w niemrawy uśmieszek. Byłem zadowolony. Dumny z tego, co się rozpoczęło. A zaczęła się wojna. Wojna o miłość, którą prowadzić będę z wybranką mojego serca. Może jednak naprawdę znasz się nieco na tym, jak rozkochać kobietę w sobie na nowo?

~~

            Telefon co chwilę brzęczał z powodu coraz to nowych wiadomości. Próbowali złapać cię na każde możliwe sposoby. Jak nie przez telefon, to e- maile , a jeśli nie e- maile- przychodzili osobiście do domu, gdzie za każdym razem z kwitkiem odprawiał ich Oscar. Ty natomiast siedziałaś w salonie, szczelnie owinięta kocem, który na drutach zrobiła dla naszej rodziny babcia na Święta Bożego Narodzenia. Sama ze sobą. Sama z własnymi myślami. Tak było najlepiej. A może i nie? W zasadzie, to właśnie podczas takich samotnych chwil, włączało się u ciebie uczucie autodestrukcyjne. Szkodziłaś sama sobie tym, że myślisz zbyt dużo. Że zbyt daleko wybiegasz w przyszłość bądź za daleko w przeszłość. Pozostać przy teraźniejszości też nie mogłaś, ponieważ to raniło jeszcze bardziej. 

To zatrważające. Nawet myślenie potrafi być jak nóż wbijany znienacka w plecy…

Życie, ot co. Sami wyznaczamy sobie zasady, sami jesteśmy graczami, sami przegrywamy albo wygrywamy, ponosząc wszystkie konsekwencje. Nie ma niczego, co nie niosłoby ze sobą żadnych skutków. Masz mój przykład. Byłem zakochany. Cholernie zakochany, że chyba bardziej się nie dało. I co?  Mimo tego, że kochałem, nosiłem w sobie ciężkie piętno tej miłości. Uczucia, które ma swe zalety i wady.

Masz rację. Każda decyzja, każdy żywot ma swoje pozytywy i zalety. Nic nie obędzie się bez odczuwania tego, iż z natury jesteśmy istotami społecznymi, potrzebującymi kontaktu z drugim człowiekiem. Owszem, nie mogłam na to narzekać. Niby miałam wielu znajomych, lecz co znaczyły dla mnie te znajomości? Nic. Zupełnie nic. Okrągłe zero, jeśli mam mówić szczerze. Oni byli, jednak swoją obecnością w moim życiu przypominali jedynie zjawy. Byli wtedy, gdy chcieli imprezować, bawić się, a gdy czułam się źle? Nikogo to nawet nie obchodziło. 

Nikogo, oprócz rodziny.

Właśnie to chciałam powiedzieć. Tylko wy byliście moją ostoją. Moją barierką, która trzymała mnie nadal na tym szczycie życia, na który zdołałam się wdrapać. Ty. Mama. Tata. Oscar. Victoria. Chris… Och, Christian. On pomógł mi najbardziej.

Ma coś w sobie…

„Nie zastanawiaj się nad niczym. Rób swoje. Jeśli chcesz czegoś szukać, to szukaj. Jeśli nie, to nie. Nie rób niczego wbrew sobie, bo to jest zdecydowanie najgorszym wyjściem, jakim możesz wymknąć się z tej sytuacji”- tak mi dziś powiedział. Właśnie tymi kilkoma zdaniami, ostatecznie uprzątnął bałagan moich myśli raz na zawsze. Odczułam czego mi brakowało. Zrozumiałam skąd wzięło się moje zmieszanie. Skąd uczucie wypalenia. Znudzenia życiem. Już wiedziałam. Już wiedziałam, co powinnam robić. 

Cieszyło cię to? Sama powiedziałaś mi raz, że to niewiedza jest złotem.

Tak, ogromnie cieszyło, ponieważ wreszcie odnalazłam drogę do siebie samej. Nie chciałam żyć w ten sposób. Nie chciałam być udręką i powodem dla zmartwień dla innych. Chciałam po prostu czuć się ważna…

Byłaś niesamowicie ważna dla nas…

Dla rodziny? Nie, Andreas. Nie o takie uczucie mi chodziło. Chciałam znaczyć coś dla kogoś. Coś więcej. Chciałam nawet zgłupieć na punkcie kogoś. Żyć. Zwyczajnie żyć, nie potrzebując do szczęścia i dobrej zabawy alkoholu. Chciałam znaleźć prawdziwą przyjaciółkę. Chciałam odnaleźć w końcu prawdziwą miłość. Bo to nie niewiedza jest złotem. To miłość jest ponad wszystko i wszystkich. Nawet człowiek, który jeszcze nigdy nie kochał, pragnie jej poczuć, mając tę cholerną świadomość na co umiera współczesny świat. A umiera z dnia na dzień coraz bardziej i bardziej. Usycha i ludzi prawdziwych jest coraz mniej. Ludzi, którzy nie przypominają bezdusznych kukieł. Dla których nieważne są tylko pieniądze. Którzy mają za nic chęć założenia rodziny, posiadania dzieci. Dla których ważne są tylko chwile przyjemności i rozkoszy. Którzy uważają, że niezobowiązujące znajomości są najbardziej dogodne dla każdego. Nie chciałam należeć do tej grupy, choć nie byłam pewna czy nie jest już za późno, aby się z niej wypisać…

„Wbrew powszechnemu mniemaniu,
miłość nie przynosi ze sobą cierpień.
Cierpienie przynosi instynkt, który
jest zaprzeczeniem miłości…”

…………………………………………………

O, rany… Co za masakra wyszła powyżej. O.o
Muszę Was za to przeprosić… Ech, aż mi wstyd za takie coś, czego rozdziałem z pewnością nazwać nie można…
Niedługo postaram się ożywić akcję, naprawdę. Mam nadzieję, że jakoś mi się uda. ;) 
Jeszcze raz- przepraszam. ;/ To dziadostwo nie zasługuje na nic. ;

15 komentarzy:

  1. A mi się to powyżej podoba ;)
    Jest takie poważne, dobrze napisane. Znalazłam chyba literówkę, mam nadzieję, że to literówka: "Dobra, załapałam iluzję…" nie powinno być aluzję?
    A fragment z rękawiczkami wbił mnie w fotel. To było takie urocze, jedna para rękawiczek a takie wrażenie ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Jestem! Dzisiaj, o dziwo, dość szybko :P
    To "dziadostwo"jest genialne. Nie narzekaj, bo nie masz na co. Tak więc, mówi to ktoś kto prawie zawsze narzeka.
    W tym rozdziale moja sympatia do Julii wzrosła jeszcze bardziej. Właściwie to ją rozumiem i szkoda mi jej, naprawdę. :(
    Czekam z niecierpliwością na kolejny :)
    Buziaki :*

    OdpowiedzUsuń
  3. Melduję się ♥
    Kochana, dlaczego kierujesz do siebie aż tyle negatywnych słów? Przecież rozdział jest świetny! I na pewno nie zasługuje na miano "dziadostwa" :)
    Co ja mogę powiedzieć, za każdym razem podziwiam cię za pisanie w takiej formie, bo z pewnością jest to o wiele trudniejsza sztuka. A tobie się udaje koncertowo, więc kochana, więcej wiary w siebie ♥
    Od samego początku lubiłam Julię, a teraz lubię ją jeszcze bardziej. Bardzo dobrze wykreowałaś jej postać, chociaż... fakt, dzisiaj tak jakoś mi jej szkoda :(
    Rękawiczki były urocze :)
    Czekam na kolejne!
    Buziaki :**

    OdpowiedzUsuń
  4. Jestem, pamietasz mnie jeszcze ? Bo ja mam wrażenie że ostatnio to pamięta o mnie tylko nauka.
    Zaskakujesz kochana. Julka jest taka kochana, moja ulubiona bohaterka chyba. Nie narzekaj kochana to arcydzieło bo jest bosskie, z reszta popatrz na mnie, ja nic nie dodaje już tyle czasu i wiem że macie za to do mnie żal ale już niedługo. Najlepszy fragment z rękawiczkami. Do następnego kochana !
    http://po-rozbiegu.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  5. Jestem :-)
    Ten rozdział jest jakby odrobinę iny od wcześniejszych. Nie wiem jak to określić. Jest taki bardziej... filozoficzny? Zawiera wiele prostych stwierdzeń, które w większości są znane, lecz często nie mamy czasu się nad nimi zastanowić.
    Julia w tym rozdziale stała się mi bliższa, a fragment o rękawiczkach - uroczy. Wywołał uśmiech na moich ustach :-)
    Do następnego.
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  6. Co mi ty tutaj za przeproszeniem pitolisz :o
    Kochanie to jest przepiękne ❤
    Słowa Christiana sprawiły, że siedziałam z otwartą buzią trzymając w dłoniach telefon a moje oczy o mało co nie wyszły z orbit. Ujęłaś calą jego postać, słowa tak pięknie, że brakuje mi słów ❤
    Miłość, którą Andi darzy Katherinę również jest cudowna, ale nadal mam to dziwne przekonanie :))
    Czekam z niecierpliwością na kolejny
    Buziaki :***

    OdpowiedzUsuń
  7. Jestem :)
    Hej, hej, hej... O żadnym "dziadostwie" jak to nazwałaś, nie ma tutaj ani cienia mowy! To jest wspaniały rozdział, który mnie wciągnął :) cieszę się okropnie, że mogłam coś takiego przeczytać :)
    Christian jest osobą, która bardzo mnie zastanawia. To co powiedział, po prostu siedziałam, wbita w fotel z szeroko otwartymi oczami. Hm... No, ale dobry jest ;)
    Michael i jego miłość do Kat jest szczególna. Jestem ciekawa co dalej z nimi będzie...
    A Julia? Polubiłam ją. :)
    No i rękawiczki... :D
    Pozdrawiam i czekam na kolejny :)
    Buziaki ;*

    OdpowiedzUsuń
  8. Jeestem ! :*
    Co ty w ogóle gadasz ! To jest super! Naprawdę mnie wciągnął!
    Słowa Christiana naprawdę niesamowite. Ciekawi mnie ta postać.
    Rękawiczki 😊 naprawdę urocze i romantyczne :D nie pomyślałabym w życiu że taki prezent tak bardzo mógłby mi się spodobać.
    Czekam na więcej
    Buziaki kochana :*

    OdpowiedzUsuń
  9. Och... jak zawsze rozczuliłaś mnie tak, że potrzebuję chwili, by pozbierać myśli do kupy. :')))
    Jestem wzruszona. Wzruszona? O tak! Mały Chris... zauroczył mnie. Zakochałam się w tym człowieku. Mały ciałem, wielki duchem. To zdanie zdecydowanie pasuje do niego idealnie. On jest dowodem na to, że dzieci rozumieją znacznie więcej niż możnaby się spodziewać. Już jako niemowlęta dzieci wyczuwają niepokój matki, czy napiętą atmosferę w ich otoczeniu. A co wtedy, gdy mają 10 lat, podobnie jak Christian? Wtedy widzą znacznie więcej, choć niekoniecznie się do tego odnoszą. Czasami po prosu obserwują, konwertują to, co się dzieje i nic z tym nie robią. Czasami po prostu tylko się przyglądają, nie wyciągając żadnych wniosków. A czasami obserwują, konwertują i działają. Tak, jak w przypadku małego Christiana. :) To niesamowite, jaki wpływ mogą mieć takie małe osóbki na drugą osobę. :)
    Może właśnie to dotknęło Julię? Że taka mała osóbka zrozumiała więcej niż ona? Że dostrzega wszystkie zrządzenia losu i krzywdy ludzkie? Że rozumie ludzką egzystencję? Ludzkie problemy? Czasami właśnie takie wstrząsy są najbardziej potrzebne. Jak widać na Julię podziałało.
    Zapragnęła być lepszym człowiekiem. Ale mam nadzieję, ze chodzi tutaj o LEPSZĄ WERSJĘ SAMEJ SIEBIE. Bo przecież nie o to chodzi, by się zmieniać, a udoskonalać. I właśnie tego jej życzę. By udoskonaliła swoje dobre cechy. Bo każdy człowiek takowe ma. Ma cechy dobre i złe. Czasami tylko uwydatnia te niekorzystne. Ale mimo to i tak posiada te dobre. :)
    A Andi? Kocha. Kochał. I kochać będzie. Pięknie napisałaś, że zaczyna się wojna o miłość. Wiesz, czytając to, zrozumiałam, że miłość to taka wojna. Człowiek jest wówczas na ciągłym poligonie. Walka o radość. Walka o szczęście. Walka o zrozumienie. Walka o spełnienie. Walka o przetrwanie... :) To takie piękne, że nasz bohater się nie poddaje. Jeśli kocha, to walczy. A jak widać - walczy. :)
    Nie wiem, co Ci się nie podoba w powyższym dziele sztuki! Lepiej siedź cicho, bo jak jeszcze raz coś takiego usłyszę, to Cię znajdę! :D ♥
    Nie pozostaje mi nic innego jak oczekiwać kolejnego arcydzieła! :*
    Kocham! ♥♥

    OdpowiedzUsuń
  10. Ej, nie przesadzaj. Mnie się podoba ten rozdział. Idealnie trafia w moje przemyślenia odnośnie tego, jak żyć. Szczególnie ta ostatnia wypowiedź Julki. Myślę, że dużo w niej przykrej racji. Ale na pewno dla dziewczyny nie jest za późno i uda jej się zmienić na lepsze. Najważniejsza jest przecież chęć do zmiany. I pomyśleć, że zasiał ją w niej dziesięcioletni brat! Mój ma dwanaście, a nie jest taki mądry. Ale to o Christiana bardziej się martwię, bo tacy geniusze mają w życiu ciężko, o czym on już się zdążył przekonać.
    Ledwie przeczytałam tamten rozdział, a już dodałaś nowy. Oby tak częściej! :D
    Całuję ;*

    OdpowiedzUsuń
  11. Jak dobrze, że udało mi się tu dotrzeć. Ciężkie dni za sobą :) Opowiadanie coraz bardziej mi się podoba, bohaterowie ciekawi. Julka okazuje wiecej uczuć. Wszystko super :)

    OdpowiedzUsuń
  12. Mały Chris zdecydowanie wymiatał w tym rozdziale. Choć sposób wypowiedzi, słownictwa trochę mi do 10-latka nie pasował. taki trochę zbyt dorosły... Ale nie czepiam się w żadnym wypadku, bo wiem, że są różne dzieci i niektóre naprawdę potrafią zadziwić. To w sumie i śmieszne, i wzruszające, że taki mały chłopczyk potrafił przekazać dziewczynie życiową prawdę. Wydawałoby się, że dzieci nic o życiu nie wiedzą, a czasami potrafią powiedzieć coś mądrzejszego, niż niejeden dorosły. Świetny fragment ;)
    A co do Andresa, to chyba nie bardzo wie jak się zabrać do tego naprawiania błędów. To co robi jest słodkie, rzeczywiście, ale pod dyktando Julki. Czy gdyby chciał zrobić coś sam, potrafiłby? Nie jestem pewna. Ale dobrze, że dziewczyna tak mu pomaga. W końcu liczy się efekt, a chyba każda kobieta chciałaby być zasypywana prezentami i adorowana. Tym bardziej, że w grę wchodzi miłość, a nie tlyko pożądanie czy coś tam. Dlatego mam nadzieję, że mimo wszystko finał tej miłości (a raczej tego wątku, bo miłość finału mieć nie powinna) będzie szczęśliwy. Szczerze mu kibicuję;D

    Pozdrawiam! ;**

    OdpowiedzUsuń
  13. Jestem :)
    Kochana, za to 'dziadostwo' to nie wiem co Ci zrobię, nie możesz tak określać tego cudnego rozdziału, rozumiesz? ;*
    Powiem Ci szczerze, że po raz kolejny rozdział dał sporo do myślenia i niekoniecznie chodzi tu o samo opowiadanie, ale o to co wokół nas się dzieje. Umiesz napisać czystą prawdę w niełatwy i cudowny sposób. Za to ogromne gratulacje!
    Julka zyskała sobie w moich oczach dużo i nie tylko przez jakieś współczucie. Po prostu szczerze ja polubiłam.
    Chris jest cudowny! Absolutnie! Nie wiem od czego to zależy, ale dzieci w opowiadaniach tworzą pewnego rodzaju skarby. Czasem wiedzą o wiele więcej niż dorośli, a może inaczej czasem potrafią powiedzieć mądrzejsze rzeczy niż starsi.
    Andi walczy o miłość. Tylko nie wiem dlaczego mi się wydaję, że to duże obciążenie dla niego.
    Czekam na kolejny!
    Buziaki ;***

    OdpowiedzUsuń
  14. Wspaniałe "dziadostwo" *-*
    Jutro zostawię dłuższy komentarz ;)
    Pozdrawiam i buźki :***

    OdpowiedzUsuń
  15. Przesuwam się i jak tylko mam chwilę to staram się nadrabiać zaległości u Ciebie! <3 Rozdział genialny! Całe opowiadanie to rozmowa, a wyraża więcej niż niejedna książka całkowicie opisowa! W tym co piszesz jest tyle mądrości i prawdziwości! Właśnie za to, uwielbiam czytać to co tworzysz, zresztą pisałam Ci to już przy poprzednim opowiadaniu ;) Lecę dalej ;*

    OdpowiedzUsuń