Słyszę melodię, której
nikt nigdy nie chce słyszeć na własne uszy. Widzę widok, który nigdy nie
powinien ukazać się moim oczom. Nigdy. Nigdy, nigdy, nigdy, cholera!
W ustach czuję
metaliczny posmak, który dławi mnie niemiłosiernie. Wdycham zatem powietrze,
lecz ono również mnie krztusi, bo jest zbyt ostre. Zamykam powieki i wtedy
bariery pękają. Czuję na swych policzkach kropelki, które tak po prostu
spływają po mojej skórze.
Wszystkie zmysły mnie
zawodzą… Gdybym ich nie miał, wszystko byłoby w porządku. Ja… nie cierpiałbym
tak wtedy. Nie bolałoby aż tak bardzo…
Odwracam głowę w lewą
stronę. Tego nie chciałem chyba widzieć… Nie, ja nie chciałem nawet dożyć
takiego dnia.
Patrzę na Victorię. Ona
również nie wierzy w to, co się tutaj dzieje. Jej długi, czarny płaszcz oraz
pobladła twarz, doskonale ze sobą kontrastują, lecz to sprawia również, iż
wygląda jak Pani Życia i Śmierci. Przerażająco, majestatycznie, ale przede wszystkim
smutno, a rozpacz wydostaje się z każdej, nawet najmniejszej, zmarszczki, która
teraz gości na jej twarzy. Nie jestem jedyny. Ona także płacze, jednak łez nie
wyciera już, gdyż zwyczajnie za nimi nie nadąża.
Uniosła na chwilę swój wzrok w moim kierunku.
Wymieniliśmy smutne spojrzenia i wiedziałem już, że ból nie pozwala mi już na
nią patrzeć.
Przenoszę wzrok na
Oscara. Nie mogę uwierzyć w to, że beztroski nastolatek może się w ciągu kilku
dni zamienić w dojrzałego mężczyznę, który w tej chwili z obłędem w oczach
śledzi to, co dzieje się w jego zasięgu. Najbliższe dni spędził na samotnym
przesiadywaniu we własnym pokoju, odizolowaniu się od wszystkich i w ciszy
przetrawianiu tego, co się stało. Ech… chyba do tego czasu nie pojął tego
wszystkiego.
Obok Oscara stoi
najmniejszy, najbardziej pokrzywdzony Christian, który kurczowo trzyma się
płaszcza starszego o kilka lat brata. Co jakiś czas zasłania oczy rękawem
ciężkiego płaszcza nastolatka. Sam nie wiem czy chce otrzeć łzy, czy też
zasłonić oczy tylko po to, żeby na to nie patrzeć. Słyszę tylko jego ciche
łkanie, które jako jedyna zakłóca rytm żałobnej pieśni.
Niech on przestanie płakać… Boże, spraw, żeby…
żeby… w końcu się pogodził. Proszę, nie mogę patrzeć, kiedy jego okrągłe oczka
są przekrwione od przeraźliwego płaczu, który nie opuszcza go od kilku dni. To
on w końcu stracił najwięcej. Prawda jest taka, że teraz grób będzie skrywał
jego przeszłość, nie on sam, jak to powinno być…
Nie mogę na to dłużej
patrzeć. Odwracam głowę, jednocześnie wydając cichy syk bólu. Chce mi się
płakać jeszcze bardziej. Pragnę zawyć z bólu, ale wiem, że nie mogę. Nie tutaj,
nie przy nich. Pocieram lekko skronie, gdyż znów dostrzegłem coś nie do
zniesienia, mianowicie tatę, który wyglądał gorzej niż cień samego siebie.
-Z prochu jesteś, w
proch się obrócisz…- powtórzył ksiądz, gdy… gdy… wprowadzałaś się do nowego
domu.
W tej samej chwili po
całym cmentarzu rozbrzmiał donośny szloch Victorii, którą ledwo ustrzegłem
przed upadkiem. Trzymałem ją w swoich ramionach, lecz ona ciągle wierzgała
nogami, szlochała jeszcze bardziej, a swe paznokcie boleśnie wbijała w mój
przegub.
-Vicki, ciii…-
szeptałem jej do ucha.
- Spokojnie…- dołączył się Oscar, który teraz wtulał
do swego torsu jej głowę. – To w niczym nie pomoże…
- Skarbie, nie płacz, proszę… Tylko nie ty… - teraz
ojciec trzyma dziewczynę w swoich ramionach, my wszyscy patrzymy tylko na to z
boku, chcąc wykrzyczeć wszystko, co złe w nas, ale… i tak nie umiemy
przepowiedzieć nawet cichego: „dlaczego?”.
~♡~
Wszyscy
powoli opuszczają cmentarz, lecz nasza rodzina nawet nie ruszyła się z
wcześniej zajmowanego miejsca.
Victoria nadal wtulona
jest w tatę, natomiast nasza trójka stoi i tylko patrzy na grób z ogromną górą
wieńców, nad którymi góruje tabliczka z imieniem i nazwiskiem zmarłej.
Ś.P. Julia Wellinger
Ur. 22.03.1994r., zm.
02.02.2015r.
Zmarła śmiercią
tragiczną
Pokój jej duszy
Czytam
kolejny raz i nie wierzę, że to wszystko ma miejsce właśnie w moim życiu.
Zamykam powieki, pozwalając łzie spłynąć po moim policzku. W tej jednej kropli
wody jest wszystko. Dosłownie. Każde wspomnienie…
Wspólne pieczenie pierniczków na święta.
Obkładanie się nawzajem łopatkami, którymi
grzebaliśmy w piasku.
Kłótnie o to, ile kto przesiaduje w łazience.
Aż
w końcu dochodzę do okresu, kiedy rozpoczęła się nowa era w moim życiu…
Pierwsze uderzenie.
Pierwszy pocałunek.
Pierwsza wspólna noc.
A
na końcu nadchodzi ta pamiętna noc, kiedy uciekłaś przede mną ze szpitala, gdy
dyżurowaliśmy przy łóżku mamy. To wtedy wszystko się skończyło. Skończyło się
przede wszystkim twoje życie. Bo ulice były za śliskie, samochód Gregora za
bardzo rozpędzone, a życie za kruche…
Cholerny los… Cholerne
życie… Cholerne déjà
vu!
-
Nie wiem, czy dobrze zrobiliśmy, chowając ją z osobna od Gregora – powiedział z
zadumą Oscar.
Podziwiam go. Potrafił
skonstruować zdanie i to nawet składne…
- Zginęli razem, powinni być razem na zawsze –
odezwał się tym razem Chris.
Czemu ci młodsi mieli w
sobie więcej siły, niżeli ja?
- Być może powinni, ale, dzieciaki, pamiętajcie, że tutaj
ma rodzinę, tam nie, a też nie sądzę, że rodzice Gregora poszliby na taki układ
– wycedził przez zęby ojciec, umacniając uścisk, w którym trzymał Victorię.
- Oni i tak się spotkają. O, tam – dziewczyna
wskazała palcem do góry. – Już pewnie są razem i są szczęśliwi…
- Mamy inny problem –
Oscar zabrzmiał poważnie i chyba już każdy wiedział, o co mu chodzi. – Kiedy
powiemy o wszystkim mamie?
- Musi najpierw wyjść ze szpitala… - zachrypiał
ojciec.
- Ale ona się jeszcze nie obudziła! – dopiero teraz
się odezwałem z żalem w głosie. – I nie wiadomo, czy kiedykolwiek się obudzi!
- Obudzi się! Nie wolno ci mówić, że nie! – krzyknął
pewnie Christian.
-No, jasne… Oczywiście, że się obudzi, Chris… Tak…-
w okamgnieniu Victoria znalazła się u boku najmłodszego, głaskając go z
wyczuciem po plecach.
- Andreas, przestań, do
cholery, opowiadać takie głupoty! – z kolei wrzasnął na mnie Oscar, który
dołączył do uścisku rodzeństwa, w którym wzajemnie ocierali sobie łzy,
spływające po bladych policzkach.
Przełknąłem
ślinę, spojrzałem ostatni raz na podłamanego ojca i to wystarczyło mi, żeby jak
najszybciej stąd uciec. Nie wiem gdzie, ale byleby nie przebywać na cmentarzu
bądź w szpitalu…
-
Andreas…- usłyszałem cienki głos za swoimi plecami, kiedy przechodziłem przez
bramę cmentarną.
Odwróciłem się z duszą na ramieniu. Znałem ten
głos…
- Katherine… -
wyszeptałem ledwosłyszalnie, czując, że znów zalewają mnie łzy.
Blondynka zbliżyła się do mnie i wspinając się
na palce, pocałunkami starła słoną ciecz na moich policzkach.
-
Tak mi przykro… - powiedziała, kładąc chudą dłoń na moim ramieniu. – Najpierw
twoja mama, teraz Julia…
- Tracę kobiety najważniejsze w moim życiu… -
przyznałem żałośnie, zacierając granice i po prostu płacząc. Żałośnie,
donośnie, z żalem, bólem i cierpieniem.
- A czy ja jestem ważna
w twoim życiu? – spytała nieśmiało, goszcząc w niebieskich tęczówkach dziwne
światło.
- Jesteś – przytaknąłem. – Jesteś cholernie ważna.
- W takim razie mnie nie straciłeś i nigdy nie
stracisz… - odparła, składając subtelny pocałunek na moich zziębniętych ustach.
~♡~
Julka,
wszystko mi się udało. Odzyskałem Katherine, badania mamy są coraz lepsze.
Wszystko dobrze się ułoży.
Julka!
Gdzie jesteś? Szukam cię cały czas tutaj, lecz nie
mogę znaleźć.
Nie odpowiadasz. Dlaczego?
Czyżbyś była za bardzo zajęta?
Może masz zbyt dużo pracy?
Julka! Juluś! Proszę!
Andreas,
jestem tu, gdzie byłam zawsze. W twojej głowie i sercu. Cały czas…
Jesteś! Julka, jak tam ci jest? Wszystko dobrze?
Znów nie odpowiadasz?
Proszę, nie odchodź!
Julka, proszę, nie!
„Zatrzymaj się!
Zostań ze mną przez chwilę…”
Proszę… Błagam…
…………………………………………………
Koniec…
Nic dodać, nic ująć. Tak miało być, moje Kochane. Od samego początku właśnie tak to sobie zaplanowałam. A Wy? Spodziewałyście się?
Ech... Pomysł na tę historię siedział w mojej głowie bardzo długo. Chciałam bowiem pokazać, że miłość zwyczajnie nie zna granic. Nic dla niej się nie liczy, nie zna nawet sentymentów. I tak oto powstało to opowiadanie. Samo w sobie było dla mnie ciężkie. Chwilami sama nie wiedziałam, co dokładnie piszę, dokąd to brnie, ale trwałam dalej i trwałam, i wytrwałam! :) Jednakże to tylko dzięki WAM - czytelnikom, udało mi się tego dokonać. Powtórzę to enty raz, ale: KOCHAM WAS. ♥ Każde Wasze słowo było dla mnie na wagę złota, a nawet bardziej cenne. WY zawsze byłyście. ZAWSZE z dobrym słowem, które mnie podbudowywało i pozwalało tworzyć dalej. DZIĘKUJĘ WAM. ♥
Wiem, że to banalne, ale nie mogę inaczej wyrazić mojej wdzięczności, naprawdę. DZIĘKUJĘ. ♥
Dziękuję za:
♥ każde wyświetlenie,
♥ każdy komentarz, każde, pojedyncze słowo,
♥ tak wysoką dla mnie liczbę obserwatorów,
♥ wsparcie,
♥ uśmiech na mojej twarzy,
♥ wspaniałe chwile, kiedy przeżywałam nieopisane wzruszenie z powodu Waszych słów.
DZIĘKUJĘ!<3
Przy okazji, zapraszam Was na nowość. :) Mam nadzieję, że Wam się spodoba, ponieważ do tej historii mam duży sentyment. ;))
Uciekłam. Uciekam. Będę uciekać.
Nic dodać, nic ująć. Tak miało być, moje Kochane. Od samego początku właśnie tak to sobie zaplanowałam. A Wy? Spodziewałyście się?
Ech... Pomysł na tę historię siedział w mojej głowie bardzo długo. Chciałam bowiem pokazać, że miłość zwyczajnie nie zna granic. Nic dla niej się nie liczy, nie zna nawet sentymentów. I tak oto powstało to opowiadanie. Samo w sobie było dla mnie ciężkie. Chwilami sama nie wiedziałam, co dokładnie piszę, dokąd to brnie, ale trwałam dalej i trwałam, i wytrwałam! :) Jednakże to tylko dzięki WAM - czytelnikom, udało mi się tego dokonać. Powtórzę to enty raz, ale: KOCHAM WAS. ♥ Każde Wasze słowo było dla mnie na wagę złota, a nawet bardziej cenne. WY zawsze byłyście. ZAWSZE z dobrym słowem, które mnie podbudowywało i pozwalało tworzyć dalej. DZIĘKUJĘ WAM. ♥
Wiem, że to banalne, ale nie mogę inaczej wyrazić mojej wdzięczności, naprawdę. DZIĘKUJĘ. ♥
Dziękuję za:
♥ każde wyświetlenie,
♥ każdy komentarz, każde, pojedyncze słowo,
♥ tak wysoką dla mnie liczbę obserwatorów,
♥ wsparcie,
♥ uśmiech na mojej twarzy,
♥ wspaniałe chwile, kiedy przeżywałam nieopisane wzruszenie z powodu Waszych słów.
DZIĘKUJĘ!<3
Przy okazji, zapraszam Was na nowość. :) Mam nadzieję, że Wam się spodoba, ponieważ do tej historii mam duży sentyment. ;))
Uciekłam. Uciekam. Będę uciekać.
Nie znoszę pożegnań, zwłaszcza takich, lecz nie można przedłużać...
Pamiętajcie: KOCHAM WAS, DZIĘKUJĘ ZA WSZYSTKO! ♥
Ściskam mocno, Klaudia. ;*